Witam Was w kolejnym wpisie z cyklu Retro Reanimacja. Jak niektórzy może się domyślają dzisiejszy tekst będzie również dotyczył konsoli Super Nintendo Entertainment System, czyli poczciwego SNESa. Ostatnimi czasy wpadło mi ich w ręce kilka więc postanowiłem opisać co przy nich zmajstrowałem. Postanowiłem odświeżyć lekko pożółkniętą obudowę, ale bardziej chciałem Wam pokazać jak rozebrać tego malucha, bo pomimo tego, że jest to sprzęt zdecydowanie leciwy, to jego konstrukcja jest znacznie bardziej skomplikowana niż większości nowszych konsol.
Oprócz jeden z pacjentów nie włączał się w ogóle. Po przesunięciu suwaka power nic się nie działo, nawet nie zapalała się dioda. Okazało się, że jest to jedna z dość znanych usterek i wcale nie oznacza, że konsola nadaje się na śmietnik. Przywrócenia takiego SNESa do życia nie jest problemem i najdłużej w tej naprawie zajmuje rozgrzanie lutownicy ;)
Jak widzicie, ten egzemplarz nie jest jakoś specjalnie zżółknięty, jednak nie podoba mi się to, że porty padów mają w zasadzie oryginalny kolor, a górna i dolna część obudowy jest wyraźnie żółta. Postanowiłem więc wykorzystać ostatnie ciepłe promienie słońca i pobawić się trochę wodą utlenioną w kremie.
Co będzie nam potrzebne do przeprowadzenia całej operacji. Dwa śrubokręty krzyżakowe, jeden mniejszy i jeden większy. Płaski śrubokręcik precyzyjny i duży śrubokręt płaski. Oprócz tego większy ze śrubokrętów, o których pisałem przy okazji rozkręcania kartów z grami, czyli ten 4,5 mm. Dodatkowo przyda się spirytus, albo najlepiej izopropanol, jakaś cienka szmatka, nie zostawiająca kłaków, oraz woda utleniona w kremie o jak największym stężeniu. Co do owej wody to zauważyłem, że pojawił się problem z zakupem wody o stężeniu większym niż 12%. Nie wiem z czego to wynika, ale ja musiałem użyć właśnie 12%, bo 15, ani 18% było nie do kupienia. W każdym razie 12% w zupełności wystarczy. Oczywiście oprócz tego wszystkiego przyda się miska z ciepłą wodą oraz trochę płynu do naczyń i jakaś gąbka, najlepiej taka do mycia naczyń. Do ożywienia martwej konsoli przyda się też lutownica. Lutować będziemy bezpiecznik osiowy 1,5A, więc warto byłoby też się w takowy zaopatrzyć. Dodatkowo aby stwierdzić, że winą niesprawności jest faktycznie bezpiecznik, przyda się też multimetr.
Kiedy mamy już wszystko skompletowane, zabieramy się do pracy. Oczywiście pierwszą sprawą będzie wyciągnięcie klapki portu rozszerzeń, która znajduje się pod spodem konsoli. Można to zrobić później, ale warto jest ją jednak wyciągnąć.
Teraz możemy zabrać się za wykręcanie śrubek. Chwytamy za specjalistyczny śrubokręt do śrubek Nintendo i wykręcamy sześć znajdujących się na spodzie konsoli. Nie ma tu żadnych sprytnie ukrytych pod nalepkami, czy gumowymi stopkami wkrętów, ani innych pułapek.
Po rozkręceniu konsoli, odwracamy ją z powrotem do standardowej pozycji i zdejmujemy górną część obudowy. Naszym oczom ukaże się mniej więcej taki widok.
Teraz dolną część z elektroniką odstawiamy na bok i zajmujemy się patroszeniem górnej części obudowy. Posiada ona wiele różnych, plastikowych zatrzasków, które trzymają przyciski i suwaki znajdujące się na górnej części obudowy. Najpierw zdejmiemy ciemno szarą klapkę z otworem na kartridże. Posiada ona aż dziesięć plastikowych języczków zatrzaskujących się i trzymających ją przy konsoli. Zaczynamy od dwóch górnych. Kiedy uda nam się je wypchnąć podważamy klapkę od drugiej strony, tak aby języczki wyskoczyły z otworów. Teraz po kolei schodzimy w dół, ża każdym razem odciągając klapkę na tyle, żeby języczki całkowicie wyskoczyły z otworów. Kiedy wyciągniemy już wszystkie siedem (2 na górze, 3 po lewej stronie i 3 po prawej), to trzy ostatnie przestaną stawiać opór i klapka odpadnie w zasadzie sama. Na zdjęciu poniżej zaznaczyłem kolejność wyciągania zatrzasków.
Kiedy mamy tę klapę zdjętą od razu będziemy mogli wyciągnąć mniejszą zaślepkę zamykającą dostęp kurzu do slotu kartridży kiedy nie ma żadnego włożonego. Przy okazji można zdjąć z niej sprężynkę. Wystarczy ją ścisnąć zdejmując z jednego z dwóch trzpieni, na których jest załorzona. Oczywiście należy uważać żeby ściskana sprężynka nie poleciała sobie gdzieś, bo szukanie sprężynek, które poleciały nie wiadomo nawet w jakim kierunku, nie należy do najprzyjemniejszych.
Pozostały jeszcze przyciski Reset oraz Eject, oraz suwak Power. Eject wypadnie sam, kiedy zdejmiemy dużą klapkę. Żeby wyciągnąć Reset wystarczy tylko poluzować i wypchnąć dwa języczki zatrzasków po ich bokach.
Suwak power również wypadnie sam po zdjęciu dużej płyty. Oprócz niego wypadnie też mała ramka powodująca, że po złożeniu całości przyciski Power i Reset wyglądają podobnie.
Przycisk Power pełni w konsoli dwie funkcje. Włącza i wyłącza ją, co raczej jest oczywiste, drugą jego funkcja to zabezpieczenie kartridża przed wyciągnięciem go z konsoli kiedy ta jest włączona. Odpowiada za to bardzo prosty mechanizm. Suwak ma wypustkę, która wchodzi w plastikową płytkę, która kiedy przesuwamy suwak włączając konsole, przesuwa się i wchodzi w wyżłobienie w kartridżu przez co ten zostaje fizycznie unieruchomiony w slocie konsoli. Dlatego po wyciągnięciu samego suwaka zostaje do zdemontowania jeszcze blokada kartridża. Aby ją wyciągnąć należy odkręcić śrubokrętem krzyżakowym, śrubkę, która ją trzyma.
Ostatnią rzeczą do odczepienia jest płytka z logiem SNESa. W zasadzie wystarczy ją wyciągnąć, bo trzyma się na zatrzaskach przytrzymywanych przez dużą plastikową płytę, więc teraz lata luźno.
Przy jej zdejmowaniu trzeba uważać na plastikową wkładkę „przedłużającą” czerwoną diodę Power. Jest to kawałek przezroczystego plastiku, który siedzi sobie w otworku między wspomnianą płytka, a obudową i kiedy tę płytkę odepniemy trzymając obudowę do góry nogami, ta po prostu wypadnie, a jak wiadomo takie drobne elementy mają tendencję do wyparowywania w kontakcie z podłogą ;)
Ok, górną część obudowy mamy rozebraną, więc teraz trzeba zabrać się wydłubanie elektroniki z dolnej części. Najpierw należy pozbyć się wajchy wysuwającej kartridż z konsoli. Nie jest to jakoś specjalnie skomplikowana operacja, jednak jeśli się nie zna pewnej sztuczki to można się na chwilę zawiesić na tej operacji. Należy lekko unieść ją do góry po stronie gdzie metalowy pręcik trzymający ową wajchę jest możliwy do wyciągnięcia, a następnie wysunąć go, pociągając w bok. Inaczej, przy próbie wyjęcia tego elementu możemy połamać obudowę, albo uszkodzić slot kardridży.
Kolejnym krokiem będzie odkręcenie płyty głównej od obudowy. Jest to o tyle skomplikowane, że trzeba wiedzieć, które śrubki trzeba odkręcić, a które można zostawić, ponieważ konsola została skonstruowana w taki sposób, że czasami jedna śrubka przytwierdza płytę do obudowy, ale przy okazji tez na przykład metalowy ekran osłaniający elektronikę. Płyta trzyma się w sumie na 7 śrubach, jednak aby dostać się do jednej z nich musimy najpierw odkręcić włącznik konsoli, czyli w sumie musimy wykręcić 9 śrubek.
Kiedy pozbędziemy się już tych wszystkich śrubek, możemy spokojnie wyciągnąć całą elektronikę ze środka. Oczywiście trzeba to zrobić w miarę ostrożnie, żeby nie wyrwać portów padów. Nie są one przykręcone, ani na żadnych zatrzaskach, ale plastiki są dobrze spasowane i jeśli nie będziemy portów wyciągać pionowo w górę, mogą się zaklinować.
Teraz możemy jeszcze odłączyć porty padów od płyty głównej. Znajduje się tam jeszcze jeden element plastikowy, który można zdemontować w celu wybielenia i zdecydowanie łatwiej jest go wyłuskać kiedy porty są odpięte od płyty. Odpinamy je po prostu pociągając za białą taśmę. Nie ma tam żadnej blokady, wystarczy ją pociągnąć, ewentualnie poruszając nią delikatnie na boki.
W tym momencie możemy swobodnie odpiąć przedni panel, kryjący porty padów. Żeby tego dokonać trzeba odpiąć cztery plastikowe zaczepy. Dwa na górze i dwa na dole modułu.
Pozostały nam już do wydłubania tylko dwie metalowe blaszki. Przyznam się szczerze, ze nie mam pojęcia do czego one służą. Jedna nie ma nawet żadnej śrubki, a druga jest przykręcona jedną śrubką. Gdyby ktoś wiedział od czego są te elementy to niech da znać w komentarzu.
Ok, to już wszystko. Muszę przyznać, że byłem zaskoczony ilością elementów, z których składa się SNES. Jak na tak prostą konsolę jest zdecydowanie dużo.
Skoro mamy już wszystko rozebrane, to myk do miski z ciepłą wodą i odrobiną płynu do naczyń. Czyścimy z wszystkich widocznych zabrudzeń i odtłuszczamy przy okazji.
Następnym krokiem jest dobre osuszenie wszystkich elementów. Możemy je powycierać, ale zalecam też odłożenie ich na jakiś ręcznik na 2-3 godziny żeby woda, której nie zdołaliśmy wydobyć z zakamarków obudowy mogła sobie odparować. Po wysuszeniu nakładamy wodę utlenioną w kremie i w zależności od warunków, wystawiamy na kilka godzin na słońce, bądź wstawiamy pod lampę UV. Ostatnim razem kiedy pisałem o lampie UV pisałem, że moja jest sprzętem dyskotekowym i przy jej użyciu wybielanie trwa strasznie długo. W każdym razie dokształciłem się w tym temacie i świetlówki przeznaczone do terrariów, dla zwierzaków pustynnych dają o wiele lepsze efekty ponieważ emitują promieniowanie UV B, w przeciwieństwie do lamp dyskotekowych, które emitują tylko pasmo UV A. Po testach takiej świetlówki muszę przyznać, że efekty są znacznie lepsze. Nawet mocno zżółknięte elementy można wybielić w czasie o połowę krótszym niż przy użyciu dyskotekowej lampy wyłącznie z pasmem UV A.
Korzystając z okazji, że mamy wyciągniętą elektronikę, możemy jeszcze przeczyścić slot kartridża. Ja u siebie lekko przeszlifowałem metal naokoło samego slotu gąbką polerską. Chociaż to raczej kosmetyka i wcale nie trzeba tego robić, bo w zasadzie to nie jest istotne.
Ważniejsza operacja to wyczyszczenie styków w slocie. Oczywiście po szlifowaniu gąbką należy go trochę przedmuchać, najlepiej sprężonym powietrzem, żeby usunąć pozostałości szlifowania. Następnie wziąłem cienką szmatkę, nałożyłem ją na szeroki, płaski śrubokręt i nasączyłem izopropanolem. Następnie delikatnie wsuwałem śrubokręt do slotu. Wyciągałem, przesuwałem kawałek w bok i znowu wsuwałem i wysuwałem. Powtarzałem aż dotarłem do końca slotu, potem powrót i szmatka okazała się całkiem czarna po tej operacji. Powinno to pomóc w sytuacji kiedy konsola nie chce odczytywać jakiejś gry. Dmuchanie w kartridż pomaga, ale jeśli mamy brudny slot, to może nie wystarczyć.
Dla tych, którzy chcieliby przy okazji sprawdzić stan kondensatorów, podpowiem, że znajdują się one pod jednym z ekranów, tym na zdjęciu poniżej. Pokazuje ono też jeden element, który trzeba odkręcić zanim się zdejmie ten ekran. Reszta śrub go trzymających znajduje się od spodu płyty głównej.
Teraz fragment, o wymianie uszkodzonego bezpiecznika. Jest on jednym z częstszych przyczyn uznania SNESa za martwego. Żeby zdiagnozować czy na pewno mamy do czynienia z przepalonym bezpiecznikiem przyda się multimetr, czyli miernik elektryczny. Ustawiamy go w pozycji do pomiaru rezystancji w przedziale o-2oo Ohm, większość mierników ma w tej pozycji też właśnie pomiar ciągłości przewodu zaznaczony odwróconym symbolem Wi-Fi ;)
W tej pozycji po zetknięciu obu sond miernika, powinien on wydać z siebie pisk, co oznacza, że obwód jest zamknięty, czyli nie jest nigdzie przerwany. Brak sygnału oznacza oczywiście brak ciągłości co w naszym przypadku będzie oznaczać przepalony bezpiecznik. Nasz podejrzany znajduje się na płycie głównej konsoli niedaleko wtyczki zasilania. Jest to mały niepozorny prostokącik. Przykładamy sondy miernika do lutów po obu stronach. Jeśli usłyszymy pisk, to znaczy, że bezpiecznik jest w porządku i trzeba szukać dalej.
W moim przypadku nastąpiła martwa cisza, więc kolejnym krokiem było rozgrzanie lutownicy i wylutowanie padliny. Kolejny krok to wlutowanie nowego bezpiecznika. Niestety nie udało mi się znaleźć żadnego, który by wyglądał podobnie. W każdym razie potrzebny będzie nam bezpiecznik osiowy 1,5A. Nie znalazłem takich samych jak są w konsoli stąd mój jest minimalnie większy i nie mieści się w płytę konsoli, ale to nie powinien być problem, gdyż jest trochę miejsca między płytą i obudową, dzięki czemu mamy pole do manewru.
Pozostaje odpowiednio wygiąć druciki oraz je przyciąć, po czym wlutować go w miejsce starego. W moim przypadku po wszystkim, sprawa wygląda tak.
To w zasadzie wszystko co tym razem było do zrobienia. Dla pewności można jeszcze sprawdzić ponownie ciągłość obwodu i jeśli wszystko gra możemy kończyć pracę. Kiedy już obudowa się wybieli, zmywamy wodę utlenioną, znowu suszymy przez kilka godzin całą obudowę, aby żadna woda nie dostała się do elektroniki i składamy konsolę do kupy stosując inżynierię wsteczną ;) Czyli składając ją w odwrotnej kolejności niż rozbieraliśmy.
Po wszystkim moja konsolka wygląda następująco. Wydaje mi się, że efekt osiągnąłem całkiem zadowalający, na znany portal aukcyjny, mógłbym już wystawić SNESa w stanie kolekcjonerskim ;)
To wszystko na dzisiaj. Mam nadzieję, że miło zmarnowaliście trochę czasu :) Do przeczytania w następnym wpisie.
Komentarze obsługiwane przez CComment