W kolejnym odcinku Wozu Drzymały przypomnę Wam grę, która nie była jakimś wielkim hitem, a nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, że wręcz przeciwnie. Jest to pozycja z gatunku beat'em up wydana w 1992 roku przez firmę Taito i prawdę mówiąc na tle największych hitów tamtego okresu wygląda zdecydowanie słabo. Mimo to jednak chciałbym Wam o niej napisać kilka słów, bo mam do niej jakiś nieuzasadniony sentyment. Tytuł tego potworka to Silent Dragon. Zapraszam do środka.
Na początku jak zwykle ścieżka dźwiękowa z opisywanej gry dla tych, którzy lubią sobie posłuchać czegoś w trakcie czytania.
Tytuł: | Silent Dragon |
Producent: | Taito |
Rok wydania: | 1992 |
Liczba graczy: | 1-2 (jednocześnie, co-op) |
Używanych przycisków: | 3 |
Silent Dragon (Taito 1992 rok)
Witam teraz wszystkich zainteresowanych tematem starych gier arcade. W sumie tych niezainteresowanych też witam, może się zainteresują. W dzisiejszym odcinku zajmę się grą, która nie zrobiła jakiejś wielkiej furory i przypuszczam, że wiem dlaczego, ale o tym w dalszej części tekstu. Silent Dragon, bo to o tej grze będę się dzisiaj rozpisywał, powstał w 1992 roku i stworzyło go studio kryjące się pod nazwą Taito. Jest to beat'em up, który na tle innych gier tego gatunku z tamtego okresu wypada raczej słabo jednak pamiętam go z czasów salonów gier i chciałem się z Wami tym podzielić. Może znajdzie się ktoś jeszcze kto pamięta ten tytuł.
Gra nie została wydana na żadne domowe systemy do grania więc odpada mi trochę pisaniny, ale za to znalazłem ulotki reklamowe, które co ciekawe mówią znacznie więcej o fabule gry niż możemy się dowiedzieć z attract mode czy po prostu samej rozgrywki.
Ulotki reklamowe
Oprócz ulotek reklamowych udało mi się znaleźć grafikę przedstawiającą tzw. marqee, czyli grafikę zamontowaną w górnej części automatu. Jeśli chodzi o samą budę, to niestety zdjęcia, które można znaleźć w internetach przedstawiają jakąś rozklekotaną budę po przejściach, a do tego rozdzielczość tych obrazków powoduje, że w trosce o Wasze oczy oszczędzę Wam tego. W każdym razie sam automat nie był jakąś specjalnie oryginalną konstrukcją, więc myślę, że wiele nie tracicie.
Marquee
Teraz przejdę już do opisu samej gry.
Jak zwykle zacznę od kilku słów na temat fabuły. Ci którzy przypatrzyli się ulotce raczej już wiedzą o co chodzi w grze, ale dla tych, którzy tego nie zrobili napiszę tutaj jak sprawa wygląda. Z samej gry możemy dowiedzieć się jedynie, że mamy rok 19xx ;) i miasto legło w gruzach. Niejaki Dr Bio tworzy różnego rodzaju maszkary używając swojej substancji kontrolującej DNA. Przy pomocy tych mutantów planuje przejąć kontrolę nad tym co z miasta zostało. W tym miejscu do akcji wkracza nasza czwórka śmiałków, która planuje pokrzyżować plany szaleńca.
Zarys fabularny
Oprócz tego możemy jeszcze dowiedzieć się, że złoczyńca niejako prowokuje naszych herosów do stawienia mu czoła porywając jakąś laseczkę. Tyle możemy dowiedzieć się z samej gry. Na ulotce za to pojawiają się dodatkowe informacje tłumaczące na przykład koneksje między postaciami w grze, co rzuca pewne światło na motywy ich działania.
Z ulotki możemy dowiedzieć się na przykład, że monstra tworzone przez szaleńca określane są mianem Bio-Roid. Znajdziemy tam też informacje na temat trzech bossów występujących w grze wraz z ich ksywkami. Są tam też informacje o naszych zawodnikach, oraz mały wykres koneksji pomiędzy nimi występującymi. Porwana dziewoja nosi imię Catherine i jest dziewczyną Joego, jednego z czwórki naszych herosów. Lee jest eywalem Joego, jednak postanawia połączyć z nim swoje siły ponieważ jego brat został pierwszą ofiarą Dr Bio i zmienił się w pierwszego bossa, którego spotkamy w grze. Trzeci z naszych bohaterów to niejaki Sonny i porwana Catherine jest jego siostrą, więc nie mógł odpuścić sprzymierzenia się z pozostałą dwójką zawodników. Ostatni z wojowników, tajemniczy, zamaskowany ninja o imieniu Katoh znalazł się w naszej grupie bez żadnego znanego powodu. Tak przedstawiała by się fabuła gry. Jak na tamte czasy i tego typu gry to i tak jest tego całkiem sporo ;)
Postaci występujące w grze to czwórka wojowników. Gdybym napisał, że każdy z nich jakoś specjalnie różni się swoimi zdolnościami to troszeczkę bym nakłamał, bo Katoh i Sonny praktycznie nie różnią się od siebie niczym poza wyglądem. Każdy z nich ma swoje pobudki pchające ich do wzięcia udziału w tej misji, jak pisałem w poprzednim akapicie. Jeżeli chodzi o wygląd to trochę się różnią wszyscy, Joe wygląda niczym karate kid, Lee ubrany w legginsy i czerwoną kamizelkę to długowłosy azjata, Sonny ewidentnie był jakimś wojskowym i chyba swoją stylówę podpierdolił Guile'owi ze Street Fightera, a Katoh to w sumie kopia Sonny'ego tylko że w masce. Każdy posiada swoje specyficzne combo oraz kilka ciosów specjalnych. Teoretycznie każdy z zawodników opisany jest przy użyciu dwóch parametrów, szybkości ataku i siły, jednak w trakcie rozgrywki paski symbolizujące te parametry przy wyborze postaci zupełnie nie pokrywają się z tym co dzieje się na ekranie. Napisałbym, że każdy znajdzie odpowiedniego wojownika dla swoich preferencji i stylu gry, jednak w tej pozycji nic takiego nie ma, ale o tym napiszę trochę później.
Nasza dzielna ekipa (Sonny się nie zmieścił? ;) )
Zauważyłem też małą nieścisłość między tym co mówi nam ulotka, a tym co możemy zobaczyć w grze. Chociaż może moje spostrzeżenie wynika z tego, że opis na ulotce nie jest może wyżyną władania językiem angielskim przez Japończyka i stąd te nieścisłości. Otóż pierwszy z zawodników to niejaki Joe. Przy wyborze postaci stoi napisane, że ma on 18 lat. Ulotka twierdzi, że ma prawie 15. Jednak czytając dalej trochę ciężko mi zrozumieć co autor miał na myśli, więc zabawię się trochę w interpretację tego co tam jest napisane. Wg mnie historia Joego wygląda następująco. Miał prawie 15 lat kiedy zginęli jego rodzice. W tym momencie postanowił, że wyruszy w świat i zostanie najlepszym wojownikiem używającym pięści. W poszukiwaniu coraz silniejszych przeciwników ustanowił fantastyczny rekord (ewentualnie stał się wojownikiem z imponującymi osiągnięciami). Dzięki swoim robiącym wrażenie umiejętnościom to on rządzi ulicami. Tak widziałbym to ja, jednak może to tylko moja nadinterpretacja i ktoś z Was ma lepsze tłumaczenie? Chętnie przeczytam inne tłumaczenia tego dość karkołomnego tekstu :) Oczywiście staje do walki z Dr Bio, bo ten nikczemnik porwał jego ukochaną Catherine, co nie może ujść mu płazem.
Drugi z wojowników to Azjata o nazwisku (?) Lee. W przypadku tego zawodnika tłumaczenie jego biografii jest już trochę prostsze i sprawa wygląda tak, że od urodzenia był edukowany przez swoich rodziców (zakładam, że ojciec uczył go sztuk walki a matka dbała o wiedzę z innych dziedzin jak matematyka, czy geografia ;) ). W wieku 16 lat postanowił wyruszyć w świat. Nie ma sobie równych jeżeli chodzi o szybkość, a jego największym atutem w walce jest używanie nóg. Na ekranie wyboru postaci napisane jest, że aktualnie ma on 25 lat. Zakładam też, że do udziału w tej misji skłoniło go to, że Joe też się za to zabrał.
Kolejnym wojownikiem jest Sonny, którego siostra Catherine została porwana przez Doktora Bio. Kiedyś był członkiem oddziału piechoty morskiej, jego umiejętności wtedy były wystarczające, jednak z wiekiem troszeczkę się obniżyły. Czy da sobie radę na prawdziwej wojnie? Jest to zdecydowanie najstarszy zawodnik z naszej czwórki, bo ma aż 30 lat ;)
Ostatnim z zawodników jest kopia Sonnyego, czyli tajemniczy ninja Katoh. W zasadzie wiemy o nim tylko to, że ma 23 lata. Nie wiadomo dlaczego przyłączył się do naszych pozostałych zawodników. Jego opis na ulotce rozbawił mnie najbardziej. Nikt, nigdy nie widział jego twarzy. Skąd pochodzi? Gdzie zdobył wszystkie swoje zdolności? Niebezpieczne umiejętności, które posiada zniszczą wszystko. ;)
Silent Dragon (wybór postaci)
Skoro wiemy już kto i dlaczego staje do walki przeciwko armii popleczników i mutantów Dr Bio to przydałoby się przybliżyć też ekipę z drugiej strony barykady. Niestety jeśli chodzi o przeciwników będących zwykłym mięsem armatnim, to jest tutaj ubogo i to bardzo, ale za to kolorowo. Występuje tutaj w zasadzie tylko sześć odmian przeciwników, za to każdy w przynajmniej trzech wersjach kolorystycznych, a niektórzy nawet w pięciu. Twórcy poszli na łatwiznę i ich głównym atrybutem przy tworzeniu przeciwników był tak zwany palette swap, czyli brali już gotowego przeciwnika, zmieniali mu kolory poszczególnych elementów garderoby, skóry czy włosów, lekko modyfikowali takie parametry jak prędkość oraz siła i ta daa mamy nowego przeciwnika. Normalnie napisałbym, że nie ma to większego znaczenia, bo nie zwraca się na to uwagi, ale w tym przypadku tego nie zrobią, bo rzuca się to w oczy mocno. Tym bardziej, że połowa z tych wrogów ma dokładnie takie same umiejętności, więc przez całą grę walczymy tak naprawdę z tymi samymi wrogami co jest troszkę irytujące. Znajdziemy tu głównie kolesi należących do subkultury kryjącej się pod słowem punk. Jedni mają irokezy, inni to fani Cida Viciousa, a kolejni noszą na rękach coś w rodzaju ćwiekowanych „pieszczoch”. Spotkamy tutaj też kudłate karzełki ubrane w kozaki z futerkiem i chyba wzorujących się na jaskiniowcach. Spotkamy też skąpo ubrane panienki z biczami, oraz dobermany. Poza tym natrafimy na wypakowanych murzynów, którzy są mocniejsi od pozostałych i nawet zasłużyli na swój własny pasek energii. To w zasadzie już wszystko. Oczywiście trafimy też na kilku sub-bossów będących w zasadzie kopiami wcześniej występujących bossów. Z siedmiu występujących w grze tego typu przeciwników tylko dwóch jest unikatowych i występują tylko w roli sub-bossa. Są nimi zawodnik sumo oraz ognisty robal. Myślicie pewnie, że teraz napiszę iż przynajmniej jeśli chodzi o bossów jest oryginalnie? Nie tym razem. Pierwszi trzej bossowie wyglądają bardzo podobnie i również prawie identycznie się zachowują, czwarty z bossów jest w sumie całkiem oryginalny, oczywiście w skali gry, bo mutanta obwiązanego bandażami też widzieliśmy w niejednej grze ;) Ostatni boss to sam Dr Bio w dwóch formach, z czego drugie wcielenie wygląda jak żywcem wyciągnięte z filmu Terminator. Tak więc nawet w tym przypadku jest bieda.
Pierwszym z podstawowych przeciwników jest gość chodzący z rękami zgiętymi w łokciach, eksponujący swoje pseudo ćwiekowane pieszczochy na obu rękach. Można by napisać, że nie jest on groźny jednak w tej grze nie ma niegroźnych przeciwników. Nawet ci podstawowi potrafią być upierdliwi. Wynika to z systemu walki, ale o tym napiszę trochę dalej. Chodzą sobie i od czasu do czasu próbują zaatakować. Umieją uderzyć z pięści i to w zasadzie wszystko co zaobserwowałem. Występują w czterech wersjach kolorystycznych.
Zwykli
Drugim z podstawowych przeciwników są fani Cida Viciousa. Niektórzy mogą też twierdzić, że zainspirowali się Dragon Ballem ;) w każdym razie ich fryzury na pewno powodują, że wyróżniają się z tłumu. Są nieco szybsi od poprzednich wrogów jednak tak po prawdzie potrafią dokładnie to samo, z tą różnicą, że potrafią przerwać nasze combo bezceremonialnym gongiem w twarz. Również występują w czterech odmianach kolorystycznych.
Fani Cida Viciousa
Następna odmiana podstawowego przeciwnika to już groźniej wyglądający punkowcy. Postawione irokezy sygnalizują, że nie mają w stosunku do nas przyjaznych zamiarów. Jednak nie różnią się w zasadzie niczym poza wyglądem od poprzednich dwóch odmian. Są może trochę wolniejsi ale za to mocniejsi. Występują w pięciu wersjach kolorystycznych.
Punki
W dalszej kolejności pojawiają się kudłate karły z dziwnie rozstawionymi rękami. Oprócz zwykłego uderzania potrafią też podskoczyć i zgiąć się w pół wystawiając obie nogi do przodu. Nie są jakoś specjalnie groźni a za ich pokonanie dostajemy zawsze przedmiot, który dodaje nam siły na krótki czas. Występują w czterech wersjach kolorystycznych.
Kudłacze
Znajdziemy w grze też przedstawicielki płci pięknej. Skąpo ubrane laseczki, które do walki używają bata, przez co posiadają znacznie większy zasięg niż inni przeciwnicy. Jest to też wręcz archetypowy przeciwnik w tego typu grach. Występują również w czterech wersjach kolorystycznych.
Laseczki z batem
W jednym miejscu gry natkniemy się na psy, konkretnie obstawiam, że to dobermany. Są o tyle uciążliwe, że biegają dość szybko i ze względu na swój wzrost są ciężkie do trafienia. Występują w tylko jednej wersji kolorystycznej.
Doberman
Ostatnim już typem podstawowych przeciwników są wysocy, wypakowani murzyni. W sumie można by ich zakwalifikować jako sub bossów jednak występują tak często i czasami po kilku jednocześnie, że postanowiłem wrzucić ich do worka razem z podstawowymi wrogami. Pomimo tego, że mają swój własny pasek energii, co w tej grze jest zarezerwowane tylko dla sub-bossów i bossów. Potrafią się blokować, skakać i wykonywać ciosy o sporym zasięgu. Występują w trzech wersjach kolorystycznych.
Pakerzy
To już wszyscy przeciwnicy z najliczniejszej grupy przeciwników. Teraz kilka słów o sub bossach. Jest ich w grze w sumie siedmiu, z czego większość to kopie bossów występujące dopiero na ostatniej planszy. Pierwszym i zarazem oryginalnym pół szefem jest zawodnik sumo, który pojawia się już na pierwszej planszy, później pojawia się też jego inna wersja kolorystyczna. Potrafi przejechać nas jak czołg machając rękami przed sobą. Umie też tupać tak mocno że trzęsie się ziemia, co nas przewraca. Oprócz tego potrafi też nas normalnie uderzyć co raczej zdarza się dość rzadko
Wojownicy sumo
Kolejnym sub-bossem jest czerwony, ognisty robak. Co prawda w grze występuje tylko w jednym miejscu i nie powtarza się, jednak na tle innych gier jest oryginalny jak bransoletka z Bravo Girl w nakładzie 1oo.ooo egzemplarzy. Jestem w stanie podać przynajmniej kilka gier, w których podobny przeciwnik się pojawia/ Potrafi ziać ogniem, zwijać się w kulkę i turlać, starając nas rozjechać. Czasami po zwinięciu się w kulkę kręci się w miejscu wyrzucając małe rozpalone węgielki, które mogą nas spalić.
Ognisty robal
Kolejny sub-boss to jakiś zmutowany nietoperz o wzroście człowieka. Najpierw występuje przed czwartym bossem, tak blisko, że w większości przypadków walka przenosi się na pojedynek z bossem, przez co mamy dwóch oszołomów do rozwalnia jednocześnie. Jest to jeden z bardziej upierdliwych przeciwników. Ma długie skrzydła przez co jego zasięg jest zdecydowanie większy od naszego. Najczęściej stara się zrobić nam tzw walkmana, czyli klasnąć w dłonie kiedy nasza głowa znajduje się między nimi. Poza tym jest to przeciwnik latający więc trudno go trafić, a nawet jeśli nam się to uda, to nie wiele robi sobie z naszych ciosów. Na ostatniej planszy pojawia się ich dwóch jednocześnie jako sub-bossowie.
Nietoperze
Kolejni i w sumie ostatni dwaj subbossowie to kopie pierwszego i drugiego bossa. Występują na ostatniej planszy, na szczęście nie w tym samym miejscu, dzięki czemu nie musimy walczyć z nimi jednocześnie.
Kopie pierwszego i drugiego bossa
To już wszyscy subbossowie występujący w grze, teraz przejdę już do samych szefów. Pierwszy z nich to niejaki Animalcupid. Jest on wspomnianym wcześniej bratem jednego z naszych bohaterów o imieniu Lee. Dużo skacze, potrafi przelecieć po ekranie poziomo niczym M.Bison ze Street Fightera, oraz przywalić mocnym ciosem dopalonym jakimś magicznym efektem wydłużającym zasięg. Po jego pokonaniu wykluwa się z niego wielki nietoperz będący subbossem w dalszej części gry.
Animalcupid (pierwszy boss)
O drugim z bossów nic nie wiadomo. Nawet w ulotce nic na jego temat nie ma. Wielki, wypakowany blondyn, ubrany jak fan metalu. Jest on bardzo podobny do pierwszego bossa, z tym, że jego skoki są znacznie bardziej niebezpieczne, a to ze względu na kolce przymocowane do pieszczoch na jego nadgarstkach. Używa ich kiedy wyskakuje w powietrze. W tedy lepiej jest uciekać, bo nasze szanse na przerwanie tego ataku i nie odniesienie obrażeń są równe zeru.
Fan metalu (drugi boss)
Trzeci z bossów jest znowu dopakowaną wersją poprzednika. Ma bardzo podobne ataki z tym, że potrafi jeszcze wysłać w naszym kierunku kilka sierpowatych pocisków w serii, do tego biega tak szybko, że zostawia swoje cienie. Jego opis z ulotki jest dość intrygujący. Został przywrócony do dzięki ciału młodego chłopca, który zginął w wypadku. Nie można go zobaczyć w trakcie dnia. Jego ksywka to Wolfkid.
Wolfkid (trzeci boss)
Czwarty z bossów to kolejny twór szaleńca. Jego ksywka jest jakże oryginalna i tłumacząca pochodzenie tego potwora, a brzmi ona Frankenman. Posiada bardzo długie ręce przez cop jego zasięg jest duży. Potrafi wysoko skakać i gasić nas z powietrza. Do tego najczęściej walczy się z nim w towarzystwie nietoperza, co powoduje, że jest to chyba jedna z trudniejszych walk w grze. Ulotka dodaje, że został on stworzony przez Doktora Bio. Poskładał go z części zebranych ze swoich innych nieudanych eksperymentów. Nawet jeśli straci rękę, potrafi ją sobie zregenerować.
Frankenman (czwarty boss)
Ostatnim z bossów jest sam szalony naukowiec, czyli Dr Bio. Walka z nim odbywa się w dwóch turach. Pierwsze wcielenie to doktor, jak na naukowca trzeba mu oddać, że ma klasę. Bujna fryzura w stylu Zbigniewa Wodeckiego, a do tego stylowy, zielony garnitur. Lata na małym poduszkowcu i jedyne co robi to strzela z karabinu. Jest to raczej taka walka na rozgrzewkę, bo wystarczy cały czas atakować go z wyskoku i nie jest w stanie nam za wiele zrobić. Po pokonaniu pierwszego wcielenia doktorek się denerwuje i ujawnia swoją prawdziwą formę. Zmienia się w wielkiego robota wyglądającego niczym żywcem wyjęty z terminatora. Posiada zamontowane w dłoniach piły, tarczową i łańcuchową, którymi potrafi nas boleśnie pokaleczyć. Do tego potrafi wystrzeliwać w górę rakiety, które spadają na nas pokrywając sporą część ekranu. Jest jednak stosunkowo wolny więc spokojnie możemy wpakować mu całe combo jeśli wejdzie w nas z dołu albo góry. Do tego po co drugiej przyjętej na klatę, pełnej serii ciosów wstaje słaniając się na nogach, co pozwala nam na wstawienie mu kolejnej serii gongów na twarz.
Dr Bio (Pierwsze wcielenie ostatniego bossa)
Robo Dr Bio (Ostatni boss)
Teraz słów kilka na temat lokacji. Te są zaprojektowane całkiem ładnie. Tła są bogato zdobione i naprawdę kolorowe. Większość lokacji różni się od siebie dość mocno, a do tego są nawet czasami interaktywne. W jednej planszy znajdziemy linowy most, z którego możemy zrzucać przeciwników, czy małpkę, która będzie nam wyrzucać jabłko, czyli żarcie, albo koktajl Mołotowa, w innej wajchę która otwiera drzwi i możemy w ten sposób wyssać przeciwników na zewnątrz. Trzeba jednak uważać, bo sami też możemy zostać wyssani, co oczywiście zabiera całe życie. Przyjdzie nam zwiedzić kolejne części miasta, najpierw nabrzeże, później jedną z ulic. Następnie przejedziemy się ogromną ciężarówką, zwiedzimy tereny leśne, aby na koniec dostać się do tajnego laboratorium szalonego naukowca. Gra podzielona jest na pięć plansz, które są coraz dłuższe, no może wyjątkiem będzie tu trzecia lokacja rozgrywająca się na ciężarówce, jednak to raczej oczywiste, że w takiej lokacji nie bardzo jest co zwiedzać. Mimo niezbyt wielkiej ilości plansz, aby ukończyć grę, średnio wprawiony gracz będzie potrzebował około czterdziestu minut, co jak na tego typu grę jest wynikiem całkiem niezłym i ponad przeciętną. Inną sprawą jest, czy taki średnio wprawiony gracz wytrzyma z tym tytułem tyle czasu ;) Ale to już nie mnie oceniać.
Pierwsza lokacja rozgrywa się na nabrzeżu. Zaczynamy w świetle dnia i posuwamy się do przodu walcząc z niekończącymi się przeciwnikami. Kiedy docieramy do zejścia na miasto jest już piękny zachód słońca. Oczywiście żeby nie było za łatwo, czeka tam na nas pierwszy sub boss. Po jego pokonaniu przenosimy się na jakiś strzeżony parking i jest już noc. Rozwalamy kilka samochodów i docieramy do bossa, który najpierw ukazuje się nam na telebimie.
Druga plansza to jedna z ulic miasta. Najpierw przemierzamy ją walcząc z kolejnymi wrogami, następnie skracamy sobie drogę przechodząc przez sklep. Oczywiście nie możemy tego zrobić jak każdy normalny człowiek przy użyciu drzwi, tylko musimy wywalić całą witrynę. Potem znowu wychodzimy na ulice na szczęście tym razem już używając tylnego wyjścia ze sklepu.
Trzecia plansza to wspomniana już ciężarówka. Jest to najkrótsza lokacja w grze. W zasadzie dwa pełne ekrany. Najpierw walczymy pod plandeką, która po przejściu do przodu w stronę kabiny, eksploduje zniszczona przez śmigłowiec, dzięki czemu boss tej planszy ma łatwiejszy dostęp do nas.
Ciężarówka dowozi nas na czwartą planszę, która rozgrywa się w dżungli. Najpierw przedzieramy się przez chaszcze i most linowy, który prowadzi nas do podziemnej jaskini gdzie płynie lawa i jest naprawdę gorąco, aby na końcu dotrzeć do czegoś na wzór indiańskiej wioski, gdzie czeka nas potyczka z kolejnym bossem.
Ostatnia plansza to tajna baza szalonego naukowca. Jest ona zarazem najdłuższą w całej grze. Zaczynamy pod wyjściem z dżungli i wejściem do bazy strzeżonym przez kilku przeciwników i laserowe działka, następnie wchodzimy do środka, gdzie czeka nas przeprawa przez niekończące się fale wrogów, włączając w to powtórki z walk z kilkoma poprzednimi bossami, aby na końcu wyjechać windą na platformę, na której musimy pokonać jeszcze kilku wrogów, a po chwili stoczyć finałową walkę z Doktorem Bio.
To już wszystkie plansze dostępne w grze. Nie uświadczymy tu żadnych plansz bonusowych, jednak wydaje mi się, że nie są one jakoś specjalnie potrzebne, bo pewnie byłyby tak samo uciążliwe jak podstawowe lokacje.
Kolejny akapit poświęcę grafice. Tutaj jest dość nierówno, bo o ile na statycznych screenach gra wygląda całkiem przyzwoicie, tak w ruchu nie jest już tak fajnie. Autorzy chcieli stworzyć coś nowego i nie występującego w innych tego typu pozycjach jednak nie wyszło to najlepiej. Chodzi mi mianowicie o skalowanie postaci w zależności od tego jak daleko są one od ekranu. Czyli jeśli nasi bohaterowie znajdują się bliżej ekranu, to ich postacie robią się większe. W przypadku kiedy odsuwają się w głąb, stają się mniejsze. Miało to zapewne nadać bardziej naturalny wygląd, a w rzeczywistości powoduje, że wygląda to śmiesznie i nienaturalnie. Pewnie dlatego, że skalowanie nie jest płynne lecz skokowe. Przechodzimy kawałek i nagle postaci się zmniejszają, kolejny kawałek i znowu skok. Jeśli dodamy do tego koślawą animację, to efekt końcowy robi raczej słabe wrażenie. Skoro jesteśmy już przy animacji to jest ona bardzo nienaturalna, a do tego zawodni i przeciwnicy poruszają się bardzo ślamazarnie, przez co całość robi nie najlepsze wrażenie. O ile sama grafika jest kolorowa, ładna i bogata, tak animacja i patent ze skalowaniem postaci zabija wszystko i gra wygląda w ruchu zdecydowanie gorzej niż na screenach. Niestety tutaj ekipie Taito nie wyszło.
Kolejny aspekt gry to muzyka. Tutaj jest zdecydowanie lepiej. Przyznam się, że w mojej opinii udźwiękowienie tej gry jest najlepszym jej elementem i zawsze bardzo mi się podobało. Widać, w sumie słychać, że muzyk się postarał i chciał uratować wizerunek tego tytułu. Utworzy przygrywające w tle są naprawdę dynamiczne i nakręcające do walki. Znajdziemy tutaj miks różnych gatunków muzycznych. Widać, że muzyk troszkę inspirował się rapem, jednak w niektórych momentach uderzał w stronę techniawki, czasami usłyszymy wręcz orkiestralne wstawki. Każda plansza posiada swój osobny podkład dźwiękowy, który buduje klimat danej lokacji. Jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje, ale tutaj muszę napisać, że muzyk tworzący oprawę dźwiękową tej gry zasłużył na pochwałę.
Efekty dźwiękowe również stoją na przyzwoitym poziomie. Wszelkie odgłosy uderzeń, czy zgonów naszych przeciwników są specyficzne dla tej gry i zapadają w pamięci kojarzą się tylko z tym tytułem. Zdarzają się oczywiście dźwięki, jak na przykład podnoszenie przedmiotów, które potrafią pokaleczyć uszy, jednak jest to sprawa marginalna i ogólnie cała oprawa audio tej gry zasługuje na pochwałę, bo jest to zdecydowanie najlepszy element Silent Dragon.
Teraz skupię się na tym co jest w tego typu grach najważniejsze, czyli na samej rozgrywce. Do sterowania naszą postacią używamy gałki oraz trzech przycisków. Atak, skok i atak specjalny. No i w sumie na tym kończą się pozytywne strony gameplayu w Silent Dragon. Niestety system walki w tej grze jest jednym z gorszych jakich było mi w życiu doświadczyć. Nasz zawodnik potrafi wykonać jedno combo, zawsze takie samo, nie ma możliwości zakończenia go w jakiś inny sposób, choćby rzutem. Możemy również podskoczyć w miejscu, lub w przód i zaatakować. Do tego mamy trzy możliwości użycia ataku specjalnego, stojąc nieruchomo, wychylając gałkę w lewo lub prawo, oraz wyskakując w powietrze no i to w zasadzie wszystko... a nie, jest jeszcze wślizg, który wykonamy wciskając najpierw kierunek w dół, a potem przycisk ataku. Ten ostatni jest jakąś karą programistów nie wiem za co, ale cios jest raz, że mało skuteczny, a dwa, że często sam się odpala kiedy nie mamy zamiaru tego robić, bo na przykład staramy się wymanewrować grupkę przeciwników, ale w międzyczasie któregoś z nich pacnąć w twarz, jednak zapomnieliśmy się zatrzymać zanim to zrobiliśmy i już nasz heros leci przez pół planszy wślizgiem, po czym wstaje wyłapując gonga prosto w twarz.
Żeby ograniczenie ilości dostępnych ataków z tym nieszczęsnym wślizgiem na czele nie było zbyt dotkliwe, to autorzy zadbali, aby każdy przeciwnik mógł w dowolnym momencie podejść do nas i przerwać nasz atak wystawiając rękę, czy nogę, czy cokolwiek innego. W tej grze nie ma czegoś takiego jak gwarantowane trafienie. Za każdym razem wyprowadzając atak musimy liczyć się z tym, że zostaniemy po prostu zgaszeni jednym strzałem. Powoduje to, że gra jak dla mnie jest mega trudna i nigdy nie potrafiłem w nią dobrze grać.
Żebyśmy nie byli tak całkiem upośledzeni i bezbronni, autorzy gry do naszej dyspozycji oddali kilka broni. Dokładnie to trzy ;) które są tak samo pomocne jak walka wręcz. Jedynym sprzętem, który się przydaje jest akumulator, tak, w tej grze możemy napierdalać przeciwników akumulatorem, co zresztą jest bardzo fajnym rozwiązaniem, bo mamy wtedy optymalny zasięg, a przeciwnik trafiony tą bonią zostaje ogłuszony i od razu wyłapuje następny cios, więc możemy tak przytrzymać wroga na kilka/kilkanaście ciosów.
Drugą bronią jest miecz. Też przytrzymuje przeciwników i ma kosmiczny zasięg, jednak jeśli któremuś z przeciwników uda się podejść do nas z bliska to można być pewnym, że miecz nie trafi oponenta, a my wyłapiemy gruchę na twarz. Mieczem możemy też rzucić wciskając przycisk skoku.
Trzecia broń jest dość niespotykanym wynalazkiem w tego typu grach i w sumie to jest równie przydatny (pewnie dlatego w innych grach go nie uświadczymy ;) ). W każdym razie od czasu natkniemy się na detonator podłączony do trzech wiązek dynamitu. Działa to tak, że kiedy do niego podejdziemy i wciśniemy przycisk ataku, to nasz bohater klęknie przy nim i stracimy możliwość poruszania się. Dopiero drugie wciśnięcie przycisku puszcza sygnał po loncie do wiązek, że mogą wybuchnąć, to też chwilę trwa zanim eksplozja nastąpi. W praktyce więc trafienie kogoś tym sprzętem wymaga niezłej celności.
Akumulator, miecz, detonator, dynamit
Oprócz wspomnianego przy okazji lokacji przełącznika pozwalającego otworzyć drzwi i pozbyć się oponentów, oczywiście tylko zwykłych, bo sub-bossa się tak nie pozbędziemy, natkniemy się jeszcze na rozgrzaną ścianę, która podpala każdego, kto jej dotknie. Tak więc również jest to broń obosieczna.
Ekran
Z przedmiotów pomagających w walce, znajdziemy jeszcze jeden. Nie wiem co to jest, ale wygląda jak opakowanie po kliszy do aparatu. W każdym razie dostajemy go przeważnie po pokonaniu małego kudłacza. Po podniesieniu, skóra naszego wojownika staje się czerwona i chyba wtedy mamy większą siłę, ale tego pewny nie jestem. W każdym razie efekt utrzymuje się około kilku sekund. Jako ciekawostkę mogę dodać, że jeśli kończy nam się energia życiowa, a mamy w zanadrzu jeszcze jakieś żetony, to możemy go dorzucić maszynie przed zgonem i wykorzystać go aby dopełnić sobie pasek energii oraz otrzymać właśnie tego dodatkowego powera.
Power
Jeśli jesteśmy już przy energii życiowej to ta odnawia się po każdej planszy, jednak myli się ten, kto uważa, że po planszy dostaniemy energii do pełna. O nie, nie. Dostaniemy około jednej trzeciej paska, więc jeśli ledwo udało nam się pokonać bossa z końcówką energii, to na następnej planszy będziemy mieć ciepełko. Oczywiście występują w grze przedmioty dodające energii, jednak jest ich zaledwie kilka i dodają one raczej znikome ilości tej energii. Może dlatego gra w mojej opinii jest taka trudna, bo nie da się szybko uzupełnić paska do pełn.
Nie będę się rozpisywał o każdym żarciu z osobna, bo nie ma za bardzo o czym. Umieszczę je tylko w kolejności od najgorszego do najlepszego. Maksymalnie możemy odzyskać dzięki pojedynczemu przedmiotowi, około 20% energii, tak więc szału raczej nie ma ;)
Cola, piwo, granat, jabłko, sushi, pizza
Skoro są przedmioty dodające życie, to powinny znaleźć się też takie, które dodają punktów, bo w grze normalnie zbieramy punkty. Oczywiście znajdą się tutaj i takie przedmioty, ale jest ich zaledwie trzy. Swoją drogą to w sumie bez różnicy ile ich jest. Tutaj mamy szminkę, za 5oo punktów, aparat za 1.ooo i kryształek za 2.ooo. To wszystko więc nie ma się nad czym rozpisywać.
Szminka, aparat, krzyształ
Przedmioty tego typu, tak samo jak i żarcie możemy znaleźć w różnego rodzaju pojemnikach. W sumie jest ich w grze więcej rodzajów niż przedmiotów ;) W każdym razie mamy dwa rodzaje pojemników. Jedne możemy tylko zdemolować, a drugie możemy podnieść i użyć ich jako broni. Do pierwszej grupy zaliczają się automat z colą, posągi w kształcie gryfa, sklepowa półka czy wieszak na ubrania.
Automat, gryf, półka, wieszak
Do drugiej kategorii należą dwa rodzaje metalowych beczek. Ta z narysowaną czaszką po rzuceniu lub rozwaleniu wyrzuca z siebie płomienie, które mogą poparzyć nas ale też i przeciwników. Następnym przedmiotem jest drewniana skrzynia, a ostatnim tego typu, śmietnik.
Beczka, wybuchowa beczka, skrzynia, śmietnik
To by było na tyle jeśli chodzi o przedmioty występujące w grze. Co jeszcze mógłbym o niej napisać? Może w obecnych czasach to nie ma żadnego znaczenia, ale Silent Dragon pozwala samotnie grać jako Player 2. W czym to może pomóc? Obecnie raczej w niczym, ale jeśli gra była zamontowana na jakimś rozklekotanym automacie, w którym gałka lub przyciski gracza pierwszego były zajechane tak, że nie dało się normalnie grać, to gra, która pozwalała na coś takiego była zbawieniem, bo można było zagrać we w miare komfortowych warunkach, a to z tego prostego powodu, że w dwie osoby grywało się znacznie rzadziej dzięki czemu urządzenia sterujące przeznaczone dla drugiego gracza były mniej zużyte.
I to chyba już wszystko co chciałbym Wam napisać o tym małym potworku. Podsumowując, jeśli ktoś jest fanem tego typu gier i nie grał nigdy w Silent Dragon, to może spróbować, w przeciwnym wypadku raczej nie polecam, bo gra w końcowym rozrachunku jest naprawdę słaba.
Na zakończenie, dla największych hardcore'ów zamieszczam filmik pokazujący grę w akcji i moją drogę przez mękę próbując ukończyć ten dość toporny tytuł.
Teraz już się z Wami żegnam i zapraszam na następny odcinek Wozu Drzymały już za tydzień.
Komentarze obsługiwane przez CComment