Witam Was wszystkich w kolejnym odcinku Wozu Drzymały. Tym razem chciałbym zaprezentować/przypomnieć Wam grę, której sam tytuł powoduje przyspieszone bicie serca u niektórych bywalców salonów gier. Gra uznawana za klasykę gatunku i zupełnie zasłużenie za grę kultową. Chodzi oczywiście o Violent Storm. Gra pochodzi z roku 1993. Jej twórcą jest firma nie wymagająca specjalnego przedstawiania, czyli Konami. Należy oczywiście do gatunku beat'em up.
Tytuł: | Violent Storm |
Producent: | Konami |
Rok wydania: | 1993 |
Liczba graczy: | 1-3 (co-op) |
Używanych przycisków: | 2 |
Violent Storm (Konami, 1993 rok)
Chodzą pogłoski jakoby była to trzecia część serii, w skład której wchodzą Crime Fighters, Vendetta (czyli Crime Fighters 2) i właśnie opisywany tutaj Violent Storm. W mojej opinii nie jest to prawdą ponieważ o ile Crime Fighters i Vendetta mają wiele elementów wspólnych tak Violent Storm ze wspomnianymi grami ma wspólne tylko to, że wydawcą wszystkich trzech tytułów jest ta sama firma i wszystkie należą do tego samego gatunku.
Kilka słów odnośnie fabuły. Oczywiście ta do specjalnie lotnych nie należy, jak to w tego typu grach bywa. Szef gangu porywa laseczkę (oczywiście w nie wiadomym celu ale złoczyńcy bardzo lubią porywać laseczki, tak, że nie powinniśmy wnikać w motywy działania przestępcy), więc jej przyjaciele ruszają na odsiecz. W tej grze laseczka jest dosyć urodziwa, więc nie można się dziwić, że przyjaciele chętnie ruszają do walki. Na imię niewieście jest Sheena.
Violent Storm (Sheena)
Przedzierają się przez różne lokacje opanowane przez gang i wykańczając kolejnych sługusów szefa przemierzają drogę od najsłabszych i mało znaczących członku gangu po nitce do kłębka docierają do samego szczytu hierarchii gangu. Ot cała fabuła. Gra posiada nawet krótkie intro co wcale nie było takie oczywiste w tamtych czasach. Co prawda za dużo treści w nim nie ma, bo nie zawiera ono żadnych napisów ale przekaz spełnia.
Naszych dzielnych i szlachetnych herosów jest trzech. Borys Wade i Kyle. Każdy z nich różni się nieco wachlarzem ciosów, wyglądem no i oczywiście stylem walki, dzięki temu każdym z nich gra się odrobinę inaczej. Można tutaj wychwycić pewne analogie do bohaterów innego kultowego chodzonego mordobicia, o którym pisałem w pierwszym sezonie, a mianowicie Final Fight. Najchętniej wybieranymi postaciami, przynajmniej wśród moich znajomych byli Borys i Wade. Za Kylem jakoś nikt nie przepadał. Mimo, że atakuje on nogami co daje mu większy zasięg niż pozostałym zawodnikom.
Violent Storm (ekran wyboru postaci)
Teraz przyjrzę się trochę bliżej postaciom, więc dla niezainteresowanych podaję teleport do następnego akapitu.
Wade. Blondynek elegancik, zawsze ma przy grzebień, którego używa do zaczesania swojej stylowej blond grzywy. Jest to odpowiednik Codyego z Final Fight. Zbalansowana postać pod względem siły i szybkości. Jakoś wszyscy najbardziej lubili nim grać. Można go wykorzystać do grania na punkty ze względu na to, że posiadał on jeden cios specjalny, którego pozbawieni byli pozostali zawodnicy, a atakowanie nim daje dużo punktów.
Violent Storm (Wade)
Boris. Przypakowany murzynek. Druga z ulubionych postaci graczy. Granie nim jest nieco trudniejsze, jednak posiada on sporą siłę, a mimo to, że jest najwolniejszą postacią, wcale nie jest taki ślamazarny. Jest to odpowiednik Haggara z Final Fight. Posiada duży wachlarz ciosów z powietrza i potrafi jako jedyny przenosić złapanych wrogów, oraz wyskakiwać z nimi w powietrze i uderzać nimi o ziemie na dwa sposoby.
Violent Storm (Boris)
Ostatnią z dostępnych postaci jest niejaki Kyle. Jest to postać zdecydowanie najrzadziej wybierana przez graczy w mojej okolicy. Jest on odpowiednikiem Guya z Final Fight i tak samo jak tam, nikt za nim nie przepadał. Jest najszybszy ale też najsłabszy. Kiedy będziemy szybko naciskać przycisk ataku, zacznie machać nogą niczym Chun-Li ze Street Fightera, co w przypadku tej gry wcale nie jest dobrym rozwiązaniem, bo szczególnie bossowie potrafią przez ten arak przejść ze swoim ciosem. Kyle jest zdecydowanie najbardziej techniczną postacią. W jego przypadku pałowanie na oślep kończy się szybkim zgonem.
Violent Storm (Kyle)
To tyle jeśli chodzi o postaci dostępne w grze. Każdy powinien znaleźć coś dla siebie gdyż są one dosyć zróżnicowane i każda gra się ciut inaczej.
Przeciwników w grze spotykamy kilka rodzajów, jednak często zdarzają się kalki ze zmienionymi koralami i lekko wzmocnione. Mimo, że nie są oni tak różnorodni to nie zwracamy na to większej uwagi. Gra nadrabia innymi aspektami. W zasadzie każdy z wrogów posiada dwie wersje kolorystyczne. Różnią się od siebie w zasadzie tylko kolorami, chociaż w przypadku niektórych poprawiona jest szybkość albo atakują trochę bardziej śmiało. Spotkamy tutaj dość standardowe typy przeciwników, jednak zdarzą się też całkiem oryginalni i niespotykani w innych grach tego typu. Od punków, przez zwykłych kolesi owiniętych w poszarpane peleryny, przez karateków, laseczki wyposażone w noże, metali z twarzami zasłoniętymi włosami i uzbrojonych w łańcuchy, po wielkich grubasów słodko nazwanych Lollypop, wielkich metali naszpikowanych ćwiekami, az po kopie pierwszego bossa występujące jako zwykli przeciwnicy na dalszych planszach.
Teraz skupię się na przeciwnikach trochę dokładniej, więc jeśli ktoś nie ma ochoty tego czytać, to może kliknąć w ten link i przenieść się do następnego akapitu.
Pierwszym rodzajem przeciwnika jaki stanie na naszej drodze to Goście o ksywce Talkus i R. Talkus. Zauważyłem, że inne wersje kolorystyczne tych samych przeciwników mają dodaną do ksywki pierwszą literę koloru swojego odzienia i tak zwykły Talkus jest żółty, a R. Talkus jak nie trudno jest się domyśleć jest czerwony. Są to punki, które nie wykazują jakiś specjalnych zdolności bitewnych, jednak potrafią wkurzyć jeśli na przykład wezmą nas w kleszcze. Chociaż w każdej tego typu grze główna zasada to trzymaj wszystkich wrogów z jednej strony i nie daj się otoczyć.
Drugim rodzajem podstawowego wroga to kolesie owinięci poszarpaną peleryną. Potrafią w zasadzie to samo co Talkusy tylko wyglądają trochę inaczej i w tym przypadku obaj nazywają się tak samo, mimo że różnią się kolorem. Zapewne jest to małe przeoczenie producentów gry, jednak nikomu to w niczym nie powinno przeszkadzać.
Kolejnym typem przeciwnika są jacyś adepci sztuk walki. Również występują w dwóch kolorach i poza tym, nie specjalnie czymkolwiek więcej. Jeszcze druga wersja kolorystyczna, czyli czerwona posiada przeważnie dłuższy pasek życia. Ci przeciwnicy należą do dość upierdliwych, a jeśli pojawi się ich więcej niż dwóch jednocześnie to zaczyna robić się niebezpiecznie. Potrafią atakować rękami, kopać, odskakiwać w tył, jednak najbardziej upierdliwą ich akcją jest wyskok w powietrze i skakanie nam po głowie. Nie zabiera to może jakoś dużo energii i wystarczy się odsunąć żeby atak się nie udał jednak jeśli trafi to skacze nam po głowie niczym Mario po żółwiach co powoduje, że na chwilę tracimy kontrolę nad naszą postacią i jesteśmy wystawieni na ataki pozostałych przeciwników.
Kolejne w kolejce pojawiają się panienki ubrane w skórzane stroje i wyposażone w noże. Są one o tyle uciążliwe, że potrafią oprócz oczywistego dźgania nożem, też nim rzucić w naszym kierunku, a do tego umieją kucnąć i kopnąć nas niecnie w kostkę jednocześnie unikając naszego ataku. Druga wersja kolorystyczna, ubrana na fioletowo Eliza kiedy tak sobie kucnie a my nie przestaniemy atakować może nas tak kopać aż do naszego zgonu, więc trzeba na to uważać. Potrafią one też atakować z wyskoku i ogólnie też są to uciążliwe przeciwniczki, które najlepiej jest eliminować w pierwszej kolejności.
Na swej drodze spotkamy też punków uzbrojonych w gazrurkę. Nie da się im jej wytrącić z ręki i nie zostawiają jej po śmierci. Są o tyle uciążliwi, że często wchodzą na ekran znienacka, machając pałą na boki. Wtedy bardzo trudno jest ich zatrzymać i najlepiej jest ich puścić bokiem, niech sobie przeleci i się uspokoi. Ich przewagą jest duży zasięg dzięki rurze. Potrafią też zacząć szybko nią machać jednak po chwili się męczą i stoją słaniając się na nogach co można wykorzystać aby im nakłaść na gębę.
Ostatnim ze standardowych przeciwników są metale. Co ciekawe, jako jedyni występują w trzech kolorach, a ten trzeci kolor występuje tylko jeden, na ostatniej planszy. Może to jakiś błąd w grze, a może celowe działanie, w każdym razie w tym trzecim kolorze występuje tylko jeden egzemplarz. Uzbrojeni w łańcuch, chodzą i moshują grzywą zasłaniającą twarz jak na prawdziwych metali przystało. Potrafią po prostu pacnąć nas łańcuchem lub zawinąć go na nas i energicznym pociągnięciem rozkręcić nas. Wszyscy trzej nazywają się Gigadeath, więc ksywka też kojarzy się odpowiednio
Pojawiają się też czasami dziwni goście z torbami wypakowanymi bombami. Mają mikroskopijną ilość energii, wychodzą, rzucają bombę i próbują uciec. Jeżeli uderzymy go lekko to bomba wypadnie mu pod nogi i wysadzi sam siebie.
Natkniemy się też na trzy rodzaje większych przeciwników. Dwa z nich to unikatowi przeciwnicy, a jeden rodzaj to po prostu inne wersje pierwszego bossa pojawiające się na planszy. Pierwszym z tego typu przeciwników są również metale, tylko że tym razem znacznie więksi i naszpikowani kolcami. Obstawiam, że inspiracją do ich powstania był pierwszy boss z gry Captain Commando, niejaki Dolg. Naszych przyjemniaczków w Violent Storm są trzy rodzaje. Potrafią biegać taranując nas, czasami potrafią nas złapać i przytulać do siebie tak mocno, że słychać jak nasze kości strzelają. Potrafią także nami rzucić, a czerwony potrafi zwinąć się nawet w kolczastą kulę i w ten sposób nas rozjechać.
Oczywiście nie mogło zabraknąć wielkich grubasów. Są oni też tutaj i też są to jedni z bardziej uciążliwych przeciwników. Również najczęściej wbiegają na pole walki taranując nas swoim cielskiem. Wystarczy jednak odsunąć się im z drogi żeby się przewrócili i sunęli kawałek po ziemi. Wtedy jest dobry moment, żeby takiemu Lollypopowi naładować po twarzy. Kiedy biegnie na nas możemy też próbować go zatrzymać na pięci, jednak jest to ryzykowny manewr, bo zatrzymany w ten sposób grubas może nam sprzedać blachę prosto w twarz i jeszcze przy okazji złapać, przytulić i rzucić się z nami na ziemię miażdżąc nas. Potrafią też wyskoczyć w powietrze i próbować nas rozsmarować na ziemi swoim ciężarem.
Ostatnim typem przeciwników jest inna wersja kolorystyczna pierwszego boss. Ma co prawda mniej energii niż boss jednak potrafi robić te same sztuczki więc też potrafi być niebezpieczny. Szczególnie w towarzystwie innych wrogów. Oczywiście może przywalić nam ze swojej kolczastej maczugi, zrobić z nią wjazd, albo nią nas dobić. Sam raczej nie daje się dobijać i lepiej nie próbować, bo wstając potrafi machnąć maczugą boleśnie.
To tyle jeśli chodzi o zwykłych przeciwników.
Oczywiście jak każda porządna gra tego typu nie obeszło by się bez bossów na końcu każdego poziomu. Nie inaczej jest tutaj. Bossowie są dość oryginalni i trzeba do nich podchodzić z dystansem. Raczej nie przechodzi tutaj patent z atakowaniem cały czas. Trzeba jednak czasem odpuścić i przemyśleć sprawę. Pierwsi dwaj bossowie może jeszcze dadzą się podejść bez większej strategii jednak od trzeciego zaczynają się schody i trzeba kombinować z jakimiś sposobami.
Pierwszy boss niejaki Dabel. Wielki koleś w masce z worka po ziemniorach, uzbrojony w metalową maczugę z kolcami. Dużo krzyczy, czasami uderza w ziemię co powoduje spadanie z sufitu różnej maści gratów mogących nas uderzyć. Nie powinno się go dobijać, gdyż wstając lubi machnąć pałą. Jeżeli nie będziemy go łapać tylko naprzać pięścią, to w pewnym momencie spadnie mu maska. Jest to drogocenny artefakt, bo dostajemy za niego 50 000 punktów. Jest to jeden z najdroższych przedmiotów w grze.
Drugim z bossów jest niejaki Joe. Konduktor z wielkim kasownikiem, który razi nas prądem. Swoją drogą po co konduktor w pociągu towarowym? ;) Ten boss jest wyjątkowo prosty jeżeli znamy sposób możemy pokonać go nie dając mu nawet zaatakować. Wystarczy, że wykorzystamy i opanujemy pewien patent. Otóż w grze możemy podnosić z ziemi leżących przeciwników. W przypadku Joego najlepiej jest stanąć przy, którymś z brzegów ekranu złapać bossa i rzucić nim tak żeby spadł nam pod nogi. W momencie kiedy odbije się od ziemi i uderzy w nią drugi raz, wciskamy kombinację góra + atak dzięki czemu podnosimy bossa z ziemi po czym rzucamy nim drugi raz. Przy odrobinie wprawy można go tak pozbawić całego życia a on nic nie będzie w stanie zrobić. Jeżeli, za którymś razem nie uda nam się bossa podnieść ten ucieknie i dzwonkiem przywoła pomocnika w postaci grubasa. Robi to dwa razy w ciągu walki za każdym razem najpierw gubiąc swój kasownik.
Walka z trzecim bossem rozgrywa się w podziemiach pubu. Prowadzone są tam nielegalne walki w klatce i stajemy przeciwko niejakiemu Driggerowi, który prawdopodobnie jest niepokonanym mistrzem tamtejszego przybytku. Jest to wielki owłosiony koleś w masce z czaszki jakiegoś zwierzęcia. Nie bardzo da się go uderzać combosem bo potrafi go nam przerwać i sprzedać lepę swoją wielką łapą ;) Najlepiej jest stanąć niżej/wyżej i uderzać pięścią. Ten wtedy wykona rzut przed siebie niczym sam M. Bison (Vega w jap. Wersji) ze Street Fightera. Po tym ataku da się go złapać po czym najlepiej rzucić. Powtarzać do skutku. Rzuty ogólnie są najlepszą bronią przeciw bossom, bo zabierają im najwięcej życia. Drugim skutecznym atakiem przecie bossom jest dobitka, kiedy leża z kombinacji dół + atak. Też zabiera im sporo energii jednak następny czwarty boss jest ostatnim, którego da się tym atakiem uderzyć.
Czwarty boss Doyle. Gość uzbrojony w coś na kształt ładowarki z obcego. Do tego potrafiący latać. Najlepiej jest stawać przy krawędzi ekranu na samej górze albo dole i kiedy on schodzi w naszą stronę, atakować go z wyskoku w odpowiednim momencie. Kiedy nie trafimy a on machnie ręką nie trafiając w nas wtedy jest nasz moment, należy go złapać i nim rzucić, po czym podejść i jeżeli zdążymy dobić z dół + atak. Kiedy zostanie mu już końcówka energii zaczyna latać. Wtedy najlepiej jest go sprowadzić na ziemię atakiem z dwóch przycisków naraz i dobić jak spadnie.
Boss numer pięć to narcyzowaty piękniś Mr Julius. Jest to pierwszy z bossów, który może sprawiać problemy. Jest dość szybki i potrafi zaskoczyć. Nie można go dobijać, bo od razu kręci młynka nogami i nas uderza. Łapanie go też nie wchodzi w rachubę, chyba, że w momencie kiedy wyskoczy w powietrze po czym spadnie na środek ekranu zaczynając prężyć muskuły. Jest wtedy chwila, w której można go bezkarnie złapać. Jedynym sensownym sposobem jest stawanie na górze/gole ekranu i kiedy podchodzi wyskok z kopniakiem albo wjazd z ciosu przód + dół + atak.
Boss numer sześć to niejaki Sledge (imię jednej z postaci z Vendetty, czyli mamy kolejny dowód na to, że Violent Storm jest kontynuacją Vendetty ;) ) Wygląda jak żółw ninja uzbrojony w wielkiego woka, który jest jednocześnie jego tarczą i bronią. Skubaniec jest bardzo szybki, potrafi się teleportować. Skakać podobnie jak Missing Link z Vendetty i biegać tak szybko, że aż zostawia po sobie smugi. Nie znam jakiegoś konkretnego sposobu na niego ale atak z wyskoku jak w przypadku dwóch poprzednich bossów powinien się sprawdzać, trzeba tylko bardziej uważać.
Boss numer siedem. Co prawda plansz jest też siedem ale to nie jest ostatni boss. Jest to prawa ręka ostatniego bossa. Nazywa się red Fredy, ma zieloną skórę i rude włosy, z których potrafi robić kolce. To właśnie on porwał naszą piękną niewiastę i pojawia się z nią przed walką z każdym bossem. Ogólnie to jakiś kosmita, bo na człowieka to on nie wygląda. Na niego też nie mam pewnego sposobu. Trzeba atakować i nie dać się zgasić. Fredy często zaczyna wirować wokół własnej osi i wtedy jest w zasadzie nie do ruszenia. Trzeba wtedy poczekać aż przestanie się kręcić. Potrafi też się skutecznie blokować. Nie da się go atakować combosem, bo bardzo skutecznie nam je przerywa.
Kiedy już rozprawimy się z Fredym, od razu czeka nas walka z ostatnim bossem. Jest to niejaki Geld i najpierw jest kobietą, jednak po chwili zamienia się w przerośniętego faceta i jest naprawdę ciężkim przeciwnikiem. Nie znam żadnego sposobu żeby go przejść bez problemów. Rzuca fireballami, otacza się zielonymi laserami a nawet pluje zielonymi glutami. Dość trudny boss i nie znam na niego żadnego sposobu. Nigdy nie udało mi się go pokonać beż kontynuacji i jest to miejsce gdzie dotarłem najdalej na jednej blaszce.
Tak prezentowałaby się plejada przeciwników włącznie z bossami. Nie jest ich może jakoś zatrważająco dużo, ale nie zwraca się na to uwagi jakoś i nie rzuca się to w oczy.
Lokacje, przez które przyjdzie nam się przedzierać są wykonane bardzo ładnie, z dużą ilością szczegółów. Każda plansza jest różnorodna i podzielona na kilka etapów, które są zdecydowanie inne, więc nawet w obrębie jednej planszy nie występuje monotonia. W tle pojawiają się animacje i postacie stojące przy drodze, kibicujące nam lub po prostu oglądające co się dzieje. Występują przypadki interakcji z otoczeniem. Można na przykład uderzyć w palmę a spadnie z niej kokos lub zniszczyć czyhającą na nasze zdrowie prasę hydrauliczną, a z pozostałej po niej rurze wypadnie złota moneta. Poziomy są dość długie przez co czas potrzebny na ukończenie gry mieści się w standardach gier Arcade i wynosi około 40 min. Gra została podzielona na siedem poziomów. Naszą przygodę zaczynamy na stacji kolejowej, po czym dostajemy się do pociągu towarowego, którym docieramy na obrzeża miasta. Stamtąd ruszymy do dzielnicy przemysłowej, gdzie czeka nas przeprawa przez jakąś hutę. Później odwiedzimy park z ogrodem botanicznym, z którego trafimy do portu. Kiedy już przeprawimy się przez nabrzeże w końcu dotrzemy do muzeum, które jest siedzibą ostatniego bossa i całego gangu.
Violent Storm (Mapa miasta)
W tym miejscu chciałbym się skupić trochę dokładniej na planszach więc dla wszystkich niecierpliwych teleport do następnego akapitu.
Pierwszy poziom to stacja kolejowa. Zaczynamy oczywiście przed nią więc najpierw przez chwilę rozbijamy się w plenerze, aby za chwilę dotrzeć do peronów po czym przechadzamy się jakimś bocznym zaułkiem gdzie czai się na nas boss wybijający dziurę w ścianie. W trakcie przemierzania planszy znajdziemy kilka ławek i doniczek do zniszczenia, nie ominie się tez stojącemu przy ścianie rowerowi. Pierwsza plansza nie należy do najtrudniejszych. Jak to zresztą bywa w większości gier jest ona przeznaczona na rozgrzewkę i zapoznanie się z mechaniką rozgrywki. Co nie oznacza, że nie powinniśmy trzymać się na baczności. Jeśli nadto się rozluźnimy nawet tutaj znajdą się przeciwnicy, którzy potrafią nam boleśnie dołożyć.
Plansza numer dwa rozgrywa się w pociągu. Kolejna analogia do Final Fight. Tam też druga plansza rozgrywa się w pociągu, co prawda w metrze ale jest to też pociąg :) Tutaj mamy do czynienia z pociągiem towarowym i zaczynamy na zwykłej platformie aby następnie wejść do środka wagonów towarowych, gdzie co ciekawe są zamontowane żarówki. Po drodze jak to w pociągu towarowym natkniemy się na różnego rodzaju skrzynie i inne pojemniki oraz kilku niegroźnych bezdomnych, których możemy nawet wywalić z pociągu. Natrafimy tutaj też na świnie i małe prosiaki, które złapane zamieniają się w piłki footballowe :) Na końcu docieramy na kolejną platformę, na której stoczymy walkę z bossem. Jest nim niejaki Joe, konduktor... Najwyraźniej w Japonii nawet w pociągach towarowych potrzebni są konduktorzy ;)
Plansza numer trzy to Downtown, czyli miasto downów ;) A tak na poważnie to śródmieście. Przemykamy ulicą, gdzie możemy zdemolować stragan, podwędzić radyjko bezdomnemu, czy poczęstować się pizzą od dziewczyny stojącej przed barem. Następnie wbijamy do pubu z misją zrobić porządek. W środku możemy porozwalać trochę stoły i porzucać krzesłami oraz doniczkami, zobaczymy pokaz tańca brzucha, a na koniec wbijemy do kuchni. Na końcu dotrzemy do magazynku, w którym ukryta jest zapadnia prowadząca bezpośrednio do areny otoczonej kratami, na której odbywają się nielegalne walki i czeka nas konfrontacja z lokalnym mistrzem, czyli bossem.
Kiedy już udowodnimy mistrzowi, że nie jest takim mistrzem jak wszyscy myśleli idziemy zobaczyć co dzieje się w strefie przemysłowej. Zwiedzimy jakąś fabrykę wyglądającą na hutę. Najpierw może wydawać się nam, że jesteśmy w elektrowni ze względu na transformatory w tle, po których przebiegają elektryczne iskry i wytwarzają się elektryczne łuki. Jednak po chwili trafiamy na halę gdzie na nasze zdrowie czają się pneumatyczne prasy, które możemy wykorzystać do miażdżenia przeciwników, co znacznie ułatwia życie, bo nawet najtwardszy wróg z pełną energią zostaje sprasowany do małego kółeczka i wyeliminowany z rozgrywki. Następnie będziemy musieli przejść obok kadzi z roztopionym żelazem, które płynie kanałami biegnącymi na skos naszej drogi. Również możemy je wykorzystać bo każdy kontakt z roztopionym żelazem kończy się oczywiście podpaleniem. Nie jest ono jednak tak zabójcze jak prasy, jednak też potrafi uratować życie w sytuacji kiedy zostaniemy osaczeni przez przeciwników. W końcu docieramy do bossa, który wydaje się być inspirowany legendarną, żółta ładowarką z filmów o obcym. W sumie wygląda jak cyborg będący połączeniem człowieka z taką maszyną.
Po uporaniu się z bossem i przebrnięciu przez czwartą planszę z dość ciężkim klimatem pora na odparowanie i wyciszenie się. Najlepszym sposobem jest oczywiście spacer w parku. Plansza piąta zaczyna się właśnie tam. Niestety nie dane jest nam odpocząć po dotychczasowych trudach w poprzednich planszach. Jest mglisty poranek i na rozgrzewkę atakuje nas pierwszy boss w trochę słabszej wersji. Tutaj też możemy zdemolować kilka ławek, no w końcu to park, oraz rozwalić kilka ozdobnych popiersi. Po drodze wchodzimy do ogrodu botanicznego, gdzie możemy powyzywać się na palmach zrzucając z nich kokosy, a egzoticzny ptak zrzuci nam żółta pomarańczę. Po wizycie w palmiarni kontynuujemy wycieczkę przez park aż do momentu kiedy natrafimy na dziwny posąg okazujący się być kolejnym bossem.
Po rozprawieniu się z Panem Juliuszem, poprzednim bossem udajemy się do portu, w końcu nie można zmarnować tak pięknie rozpoczętego dnia. Kolejna z wesołych i beztroskich plansz, która swoim klimatem raczej odpręża jednak walka nas tutaj nie ominie. W tej planszy warto jest chodzić samą górą planszy ponieważ każdy przeciwnik wykończony w tamtym rejonie wpada do wody co może skutkować wyrzuceniem z wody rybki, która dodaje odrobinę energii. Z łodzi przycumowanych przy nabrzeżu czasami wyskakują przeciwnicy, jednak przeważnie wystarczy ich raz uderzyć i giną. W końcu docieramy do bossa, który ma coś nie do końca równo pod kopułą i wkręcił sobie, że jest żółwiem ninja. Uzbrojony w wielkiego woka, który jest jego pancerzem, tarczą i bronią jednocześnie.
Skopaniu twarzy samozwańczemu żółwiowi ninja i wszystkich tych walkach, wypadałoby się trochę odchamić więc kierujemy swoje kroki do muzeum. Oczywiście robimy to z premedytacją gdyż właśnie tam zalągł się ostatni boss. Swoją drogą dość nietypowa lokacja jak na bandytę jednak nic na to nie poradzimy. Ruszamy więc do muzeum gdzie najpierw zobaczymy kolekcję obrazów przedstawiających wszystkich bossów w heroicznych pozach. Następnie po rozwaleniu ściany okaże się, że na tyłach muzeum znajduje się cela, w której więzione jest stado laseczek. Następnie zostaniemy wezwani na pięterko w celu rozprawienia się z prawą ręką ostatniego bossa. Dziwnym niezbyt zdrowo wyglądającym zielonym bossem. Po czym całe piętro zostaje rozwalone przez ostatniego szefa i musimy stawić mu czoła pod chmurką.
Tak prezentowałyby się wszystkie plansze, które przyjdzie nam przemierzyć. Jest tego całkiem sporo i są one dość różnorodne więc nie powinno być nudno.
Grafika w grze jest ładna, kolorowa i szczegółowa. Jak na rok 1993 jest to naprawdę mocna pod tym względem pozycja. Co prawda kreska jaką wszystko jest narysowane nie wszystkim może przypaść do gustu. Na przykład mnie się nie podoba, jednak nikt nie powinien narzekać na samą jakość grafiki. Ta jest przygotowana naprawdę starannie, z dużą dbałością o szczegóły. Postacie zarówno naszych bohaterów jak i wrogów są dosyć duże co ułatwia rozeznanie się w tym co dzieje się na polu walki. Nawet teraz po ponad dwudziestu latach nie szczypie w oczy i nie odrzuca, o ile oczywiście jesteście tolerancyjni i oprawa graficzna nie jest dla Was najważniejszym czynnikiem stanowiącym o jakości gry.
Muzyka. Tutaj grze należy się spory plus. Utwory skomponowane na potrzeby gry są bardzo przyjemne, pasują do klimatu danego poziomu, a nawet go podkręcają. Na przykład muzyka przygrywająca w hucie jest tajemnicza, mroczna i budująca napięcie. Ogólnie ma dość ciężki klimat, a za to muzyka przygrywająca na portowym nabrzeżu w piękny słoneczny dzień jest wesoła i rozluźniająca. Muzykowi należą się spore brawa. Niektóre z utworów przygrywające w tle to normalne piosenki z wokalem i bynajmniej nie są to pojedyncze słowa czy zwroty. W tamtych czasach w grze było to coś naprawdę niezwykłego.
Utwór z planszy trzeciej
A tutaj z planszy piątej
Utwory zmieniają się nawet kilka razy w ciągu jednego etapu zwracając uwagę grającego na wydarzenia rozgrywające się na ekranie. Poza tym gra posiada też oczywiście efekty dźwiękowe, które też stoją na wysokim poziomie. Każdy z typów przeciwników ma swój okrzyk, który wydaje przy zgonie, odgłos towarzyszący strzałce dającej sygnał do ruszenia w dalszą drogę to gwizdnięcie. Efekty dźwiękowe prezentują równie wysoki poziom co muzyka. Często usłyszymy głosy, szczególnie przy walkach z bossami. Odgłosy uderzeń czy zgonów też sprawiają dobre wrażenie a czasami nawet powodują uśmiech na naszej twarzy. Każdy z bossów wypowiada swoim głosem jakieś własne mądrości przed czy w trakcie walki. Może z wyjątkiem pierwszego szefa, który umie powiedzieć tylko „aaaaaaarghhhh”. Ogólnie oprawa dźwiękowa Violent Storm to, nie boję się zaryzykować tego stwierdzenia, majstersztyk. W moim odczuciu wypada znacznie lepiej od bardzo dobrej oprawy graficznej.
Sama rozgrywka jest dość dynamiczna, mimo że nasze postaci nie potrafią biegać. Do sterowania standardowo używamy gałki i dwóch przycisków. Jeden odpowiedzialny za atak, drugi za skok. Żadnych innowacji. Wachlarz ciosów jest stosunkowo rozbudowany i pozwala trochę pokombinować. Co ciekawe ciosy specjalne odpala się całkiem nietypowymi kombinacjami. Podstawowym atakiem jest combo, które można zakończyć na kilka sposobów (trzy, lub cztery w zależności od postaci). Możemy naciskać tylko przycisk, wtedy combo zakończymy mocnym ciosem przewracającym przeciwnika. Jeśli w trakcie combosa przytrzymamy gałkę w przód, przeciwnik zostanie przerzucony. Ostatnim możliwym zakończeniem dostępnym dla wszystkich zawodników jest wychylenie gałki w dół z jednoczesnym wciśnięciem ataku. Wymaga to odpowiedniego timingu ale dzięki temu nasz zawodnik wykona podcięcie co pozwoli mu uniknąć na przykład ataku pięścią jednego z wrogów. Jest jeszcze jeden sposób na zakończenie Combosa jednak dostępny jest on tylko dla Wadea ponieważ tylko on posiada cios specjalny odpalany kombinacją góra + atak. Jest to dość trudne i wymaga odpowiedniego timingu jednak w takiej sytuacji nasz bohater poczęstuje wroga mocnym ciosem specjalnym i wyśle go wysoko w górę. Atak ten można odpalić bez combosa, a nawet trzymając przeciwnika za fraki. Oprócz tego jeśli stojąc twarzą w prawo, wykonamy jednoczesny ruch w lewo z wciśnięciem przycisku ataku nasza postać wykona szybki cios nie odwracając się. Cios ten jednak ma bardzo mały zasięg więc jeżeli przeciwnik stanie trochę dalej i wyprowadzi swój cios, wtedy my go nie dosięgniemy i dostaniemy gonga.
Do szybkiego przemieszczania się można wykorzystać atak wykonywany przez jednoczesne wciśnięcie skosu dół i przód oraz skoku. Można z tego ciosu wyskoczyć w powietrze dzięki czemu skok jest znacznie szybszy i dalszy. Ataków z powietrza też jest kilka rodzajów. Możemy po prostu podskoczyć i zaatakować. Możemy w powietrzu wcisnąć atak i gałkę w dół. Dzięki temu uzyskamy cios ogłuszający przeciwnika i pozwalający go od razu złapać. Na wzór analogicznej kombinacji z gry Final Fight. Ostatnia opcja to wciśnięcie gałki w tył będąc w powietrzu. Jest to bardzo powolny jednak zdecydowanie najsilniejszy atak z powietrza. Możemy też dobijać leżących na ziemi przeciwników. Wystarczy podejść do leżącego i zacząć wciskać przycisk ataku. Leżącego przeciwnika możemy również podnieść z ziemi. Aby to uczynić trzeba stanąć przy przeciwniku i wychylić gałkę w górę jednocześnie wciskając atak. Jakby to nie wystarczyło możemy też odbijać się od ścian. W tym celu musimy skoczyć w kierunku ściany, a kiedy znajdziemy się przy niej musimy wychylić gałkę w drugą stronę i nacisnąć przycisk skoku. Po odbiciu się możemy wykonać to samo co wykonując zwykły wyskok. Czyli atak z gałką w dól, zwykły atak i atak z wychyleniem gałki w tył oraz wciśnięciem ataku. Dysponujemy też atakiem „z życia” odpalanym oczywiście przez wciśnięcie obu przycisków jednocześnie. Zabiera nam trochę energii ale kiedy zostaniemy otoczeni przez przeciwników, możemy się od nich opędzić i uciec z opresji. Jeżeli wciśniemy dwa przyciski naraz i kombinacje dół plus przód/tył to nasz bohater wykona cios jednocześnie przesuwając się w danym kierunku.
Oczywiście co to za beat'em up, w którym nie możemy posiłkować się w walce bronią. Nie inaczej jest w przypadku Violent Storm. Do naszej dyspozycji oddane zostało trzy rodzaje broni podstawowej oraz kilka broni improwizowanych będących częściami otoczenia. Kiedy na przykład stłuczemy żarówkę, przeciwnicy na chwilę zakryją głowy rękami i będą podatni na nasze ataki. Innym przykładem mogą być prasy pneumatyczne w hucie. Kiedy wprowadzimy pod jedną z nich przeciwnika zostanie on spłaszczony na kółeczko i niezależnie od tego ile ma energii zostaje wyeliminowany. Również w hucie zdarzają się strumyki roztopionego metalu wylewane z kadzi. Oczywiście wejście na taki strumyk kończy się przypieczeniem, zarówno przeciwników jak i nas.
Teraz skupię się trochę dokładniej na broniach, więc wszystkich, którym się spieszy zapraszam do następnego akapitu.
Nóż, jak to nóż wiele o nim napisać nie można. Podobnie jak w Final Fight kiedy jesteśmy blisko przeciwnika i miga on na czerwono to znak, że atakując nasz bohater nie wyrzuci go tylko dźgnie nim i zatrzyma go w ręce. Kiedy zakończymy etap trzymając nóż w ręku otrzymamy bonus w wysokości 2.000 punktów. | |
Tak zwana rura bardaszana. Najpopularniejszy oręż w walkach ulicznych. W tej grze wyjątkowo przydatna, całkiem szybka i zabiera sporo energii. Najlepiej posługuje się nią Boris. Potrafi nią również dobijać. Jeśli zakończymy etap dzierżąc ją w ręce otrzymamy bonus w postaci 5.000 punktów. | |
Broń w sumie nie często spotykana, tutaj otrzymujemy ją po złapaniu małej świnki, która zamienia się właśnie w taką piłkę. Można nią rzucić. Po trafieniu w coś spada na ziemię odbijając się ciekawie i wydając przy tym zabawny odgłos. Za zakończenie etapu z piłką w ręce dostaniemy bonus w wysokości 8.000 punktów. |
Tak prezentowały by się podstawowe bronie, teraz trochę o broniach improwizowanych.
Donica z jakąś zieleniną. Obrońcy przyrody pewnie w obecnych czasach nie pozwoliliby na to aby taka gra w ogóle powstała ;) W każdym razie możemy ją po prostu rozwalić albo podnieć i rozwalić komuś na głowie. Jest to chyba jedno z niewielu nawiązań do Vendetty, tam też była doniczka, którą można było kopnąć albo podnieść i użyć jako broni. | |
Wspomniana wcześniej prasa pneumatyczna. Warto ją wykorzystywać, bo umiejętnie wykorzystana potrafi pozbyć się nam z pola walki przeciwników i to za jednym zamachem nawet kilku. Dodatkowo, kiedy już nie jest nam potrzebna i zostanie rozwalona w odpowiedni sposób, mianowicie musimy stanąć w miejscu gdzie uruchamia się prasę, a następnie podskoczyć i zniszczyć ją zanim zatrzyma się przed ostatecznym opuszczeniem się na nas. Jeżeli nam się uda, pozostały po prasie pręt opuści się powoli na dół i wypadnie z niego moneta warta 10.000 punktów. | |
Żarówka. Występuje w pociągu na drugiej planszy. W sumie nie jest to broń jednak może nam pomóc w walce. Kiedy ja stłuczemy, wszyscy przeciwnicy w polu widzenia zasłaniają się rękami i wystawiają się w ten sposób na nasze ataki. Poza tym bezdomni leżący przy otwartych drzwiach wypadają z krzykiem, z pociągu. | |
Krzesełko, które możemy po prostu zniszczyć lub podnieść i rzucić nim w kogoś. Myślicie, że „zamachowiec” czający się na prezydenta na jego wiecu inspirował się Violent Storm? ;) W sumie w obecnej sytuacji jest to bardzo niepoprawny politycznie element i pewnie gdyby rządzący się o tym dowiedzieli Violent Storm trafiło by na listę gier zakazanych :) |
W grze znajdziemy też sporo elementów otoczenia, które stają nam na drodze tylko po to żeby je zdemolować. Nie dostaniemy za ich zniszczenie nic poza punktami.
Pierwsze w kolejności są oczywiście sprzęty narażone na każdego parkowego killera, czyli ławki. Żaden fajter nie przepuści takiej ławce, w końcu nie ma to jak połamać ją i poczuć się jak prawdziwe półtora faceta. W grze występują trzy rodzaje ławek. Dwa z nich są ewidentnie nadszarpnięte przez tego typu zawodników, którzy jednak nie osiągnęli jeszcze poziomu mistrzowskiego więc ławki są poniszczone, ale stoją.
Kolejnym sprzętem, któremu żaden uliczny wojownik nie przepuści jest bezpański rower. Oczywiście należy go zniszczyć. Po co frajer zostawiał go w jakiejś bocznej uliczce na dworcu kolejowym.
Stół. Zwykły drewniany stół jakich wiele. Wyposażenie baru, a jeśli w barze rozpętuje się zadyma to co w pierwszej kolejności zostaje zniszczone? No właśnie. Myślę, że nie ma więcej pytań.
Szyld umieszczony nad drzwiami baru. To trofeum dla najlepszych zawodników na dzielni. Żeby po nie sięgnąć trzeba po pierwsze wysoko wyskoczyć w powietrze, więc samo to daje +10 do respektu na dzielni, a druga sprawa, że wisi od strony ulicy, więc przypałowe miejsce więc kolejne +10 do charyzmy.
Ostatnie z możliwych do zdemolowania elementów otoczenia to automaty videoarcade. W sumie nie rozumiem niszczenia tego typu sprzętów, bo mam do nich wielki sentyment jednak uliczni wojownicy nie mają sentymentów. Przy demolowaniu owych automatów należy jednak uważać, bo po zniszczeniu lubią sobie wybuchnąć co zabiera nam trochę energii
Nie jest to jednak pełna lista przedmiotów, które możemy zniszczyć na naszej drodze. Violent Storm pod względem demolowania daje nam bardzo dużo możliwości. Przecież wszystkie znajdźki takiej jak bronie, przedmioty dodające punkty, czy żarcie muszą być w czymś zamknięte. Dlatego ku naszej uciesze w grze występuje sporo różnego rodzaju pojemników.
Teraz kilka słów dokładniej o pojemnikach, więc jeśli nie masz ochoty tego czytać, to proponuję teleport.
Drewniana beczka. Klasyczny pojemnik występujący chyba w każdej grze tego typu. Można w niej znaleźć wszystko. Od Metalowej rury po stek.
Kolejna beczka. Tym razem metalowa. Oczywiście musi być czerwona. Każdy gracz na widok takiej beczki wie co należy zrobić.
Powiedziałbym, że to amfora. Taki gliniany dzbanek. W sumie nie wiem co o nim więcej napisać. Wydaje specyficzny dźwięk kiedy się go tłucze.
Metalowy kosz na śmieci. Kolejny klasyczny pojemnik występujący w grach tego typu. Do rozwalenia jak najbardziej. Oczywiście można w nim znaleźć również jedzenie. W sumie to nic nowego. W końcu wielu już pewnie słyszało o freeganach ;)
Marynarz. W sumie to Ciężko człowieka nazwać pojemnikiem, chociaż podobno dosłowne tłumaczenie z Japońskiego słowa matka to „czcigodna torba” ;) Może tutaj nie jest to typowy pojemnik jednak gość nie rusza się i nie protestuje kiedy go obijamy, a kiedy wpadnie do wody wyrzuca nam smakowitą rybkę.
Posąg w kształcie oka. Nie wiem kto wpadł na pomysł żeby coś takiego ustawiać w muzeum, ale ok jestem zwykłym prostakiem i nie znam się na sztuce. Występuje tylko na ostatniej planszy w muzeum właśnie.
Sterta opon. Też nie jest to zbyt oryginalny pomysł i można się z tego typu pojemnikiem spotkać w bardzo wielu grach tego typu. Ciekawe czy te opony są zużyte? ;)
Znajdziemy też dwie wersje popiersi robiących za pojemniki. Jedno pozbawione jest rąk i głowy, a drugie jest bardziej kompletne, wydaję mi się, że przedstawia ono ostatniego bossa ale nic sobie za to uciąć nie dam.
Posąg wyglądający trochę jak sarkofag jakiś, jednak sarkofagi najczęściej widywałem żółte, ten jest niebieski. Cóż może na specjalne zamówienie go zrobili. Również znajdziemy go tylko w muzeum, czyli na ostatniej planszy.
Drewniane skrzynie. W sumie też klasyczny pojemnik, nie tylko w grach ;) Tutaj występuje w trzech wersjach. Duża, mała oraz dwie małe ustawione jedna na drugiej.
Stragan. Niestety sprzedawca rozstawił go w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasem. Karą za tę pomyłkę jest zdemolowanie i zabranie co tam się w nim skrywa. Przeważnie jakieś żarcie.
Tablica reklamowa. Stojąca przed lokalem i zapraszająca do środka. Czasami z ofertą dnia czy jakąś ważna informacją. Oczywiście prawdziwy uliczny wojownik nie przejdzie obok takiego gadżetu spokojnie i sprzeda mu ostrzegawczego gonga w celu sprawdzenia co jest w środku.
Występują jeszcze dwa rodzaje antycznych waz. Jedna betonowa. Przynajmniej taki odgłos wydaje przy niszczeniu jej, a druga zamknięta w szklanej gablotce. Oczywiście oba pojemniki są eksponatami muzealnymi więc napotkamy je dopiero na ostatniej planszy w muzeum.
Uff to już wszystkie pojemniki występujące w grze. Przyznacie, że całkiem imponująca ilość. Co prawda nie rozumiem po co tyle tego. Wystarczyłaby spokojnie połowa, jednak może dzięki temu mamy większą różnorodność. Ja jednak wrzuciłbym więcej przeciwników zamiast tylu pojemników.
Oczywiście pojemniki pojemnikami, w każdym można coś znaleźć. Wspomniałem wcześniej o punktach i żarciu, więc teraz należało by się też i je wypunktować. Zaczniemy od przedmiotów dodających punkty. Też jest ich zatrzęsienie, więc przygotujcie się na sporą tabelkę. Ułożę je w kolejności od najtańszych, czyli dodających najmniej punktów, do najdroższych, wiadomo. A kto nie ma ochoty się zapoznawać, może się teleportować.
Najtańsze przedmioty dodające jedynie 1.000 punktów. Jest ich w grze pięć i są to. Buty. Krab chodzący na piątej planszy. Występuje tylko jeden w grze. Czasopismo, pluszowy miś oraz zabytkowa waza. Swoją drogą to chyba jakaś tandetna podróbka, bo wydaje mi się, że antyczna waza powinna być trochę droższa.
Kolejna grupa przedmiotów to te dodające 3.000 punktów. Jest ich tylko dwa i oba należą do kategorii nośników danych. Otóż jeden to kaseta VHS a drugi to książka.
Kolejny pułap cenowy to przedmioty dodające 5.000 punktów. Tych z kolei jest aż sześć i nie należą do jakiejś określonej grupy, a są to. Czapka z daszkiem, Magnetofon. Wisi na ogrodzeniu w czwartej planszy. Występuje tylko jeden w grze. Worek z pieniędzmi, prawdopodobnie z bilonem. Kupka monet, w kolorze złotych. Rękawica do gry w baseball. Oraz tajemnicza laleczka.
Kolejna grupa przedmiotów to te dodające po 8.000 punktów. W tej grupie znajdziemy trzy przedmioty. Są to zdalnie sterowane auto. Megafon oraz wieczne pióro.
Zaczynamy wchodzić na te droższe przedmioty, czyli te, których wartość liczona jest w dziesiątkach tysięcy. Pierwsza kategoria to przedmioty dające równe 10.000 punktów. Do tej grupy należą cztery przedmioty i są to: plik banknotów, złota wielka moneta, oraz dwa zegarki, jeden na rękę, a drugi kieszonkowy.
Kolejna grupa przedmiotów to takie, które dodają 20.000 punktów. W tej grupie również znajdziemy tylko dwa przedmioty. Jest to aparat fotograficzny i naszyjnik naszyjnik z pereł.
Teraz dochodzimy już do tak zwanych grubasów, czyli przedmiotów dających naprawdę sporo punktów. Teraz przedmioty dodające ich aż 30.000. Do tej kategorii należą jedynie trzy przedmioty i są to: diament, kryształowa kula oraz pierścień.
Teraz wzbijamy się jeszcze wyżej i dochodzimy do półki cenowej 50.000 punktów za sztukę. W tym przedziale znajdziemy tylko dwa przedmioty i do tego jeden z nich jest dostępny tylko w jednym miejscu gry, a do tego, aby go zdobyć trzeba wykonać odpowiednią akcję. Pierwszym z przedmiotów to sztabki złota i może się okazać, że przejdziemy grę nie znajdując ani jednego takiego przedmiotu. Drugim przedmiotem jest maska pierwszego bossa. Żeby mu ją zdjąć musimy go atakować zwykłym combosem. Po kilku combo powinna spaść i opaść na ziemię. Nie możemy bossa rzucać, co jest najszybszym sposobem jego przejścia, bo wtedy Dugal zginie nie zrzucając maski i 50.000 przejdzie nam koło nosa.
Jest jeszcze jeden przedmiot, który występuje tylko raz w grze i można go bardzo łatwo ominąć, a wart jest 100.000 punktów. Można go zdobyć na ostatniej planszy. Kiedy dojdziemy do celi, w której zamknięte są laseczki, należy kilka razy uderzyć w drzwi wejściowe, tak aby się otwarły. Za uwolnienie laseczek wyrzucają nam one ów pierścień w akompaniamencie huralnego „Thaaaank You”.
Dobrze, udało się. To już wszystkie przedmioty, na które możemy się natknąć w grze Violent Storm. Oczywiście wszystkie przedmioty dające punkty. Zostały nam jeszcze żarcia, których wcale nie jest dużo mniej. Swoją drogą jak już wspominałem, taka różnorodność jest niby fajna, jednak ja wolałbym aby było tych przedmiotów mniej a za to pojawili się jacyś inni przeciwnicy. Jednak nie ma co narzekać.
Teraz więc skupimy się na jedzeniu. Jak w większości gier tego typu każde żarcie zebrane przy pełnym pasku energii dodaje określoną ilość punktów i to będzie kryterium podziału tych przedmiotów. Oczywiście na podstawie tego można mniej więcej określić ile dane żarcie odnawia energii, jednak nie jest to regułą bo są w tej grze żarcia dające mało życia a więcej punktów i odwrotnie. Zapraszam zatem do wyliczanki. Tradycyjnie, czytelnicy nie zainteresowani szczegółami mogą pomóc sobie przy pomocy linku do następnego akapitu.
Co ciekawe w pierwszej grupie, która daje 2.000 punktów za zebranie na czysto jest kilka żarełek, które dają więcej energii niż większość z tej grupy, a należy do niej w zasadzie połowa z dostępnych w grze żarć. Są to: Chleb, napój gazowany, cukierek, frankfurterka, jabłko, jajko sadzone, kawa, pizza, sushi, barbeque, winogrona, wisienki i hamburger. Najmniej energii z tej grupy dodają wiśnie. Około 5%, jest to mniej więcej tyle ile zabiera atak odpalony z obu przycisków jednocześnie. Około 10% dodają chleb, napój gazowany, cukierek, jabłko, pomarańcza, kawa i winogrona. Kolejne żarcia w tej grupie dodają już zauważalne ilości energii, czyli w okolicach 15% a nawet 20% więc ich wartość jest dość niezrozumiała. Około 15% dodają frankfurterka, kukurydza i jako sadzone, a pozostałe, czyli sushi, barbeque, spagetti i pizza około 20% energii. Najlepszym żarciem z tej grupy jest hamburger, który dodaje około 50% życia
Jest jedno żarcie dodające też około 10% energii jednak za zebranie na czysto dostaniemy 4.000 punktów. Jest to kokos, którego możemy strząść z palmy w ogrodzie botanicznym. W sumie nawet dwa kokosy. Musimy tylko wystarczająco energicznie naparzać palmę przez chwilę a spadną z niej dwa kokosy.
Następna grupa żarć dodaje 8.000. Jest to bardzo dziwna grupa, bo znajduje się w niej jedno z najlepszych żarć oraz cztery w zasadzie najsłabsze, czyli w sumie pięć potraw. Cztery dodają około 10% energii i są to dwa rodzaje lodów, włoskie i gałkowe, zielona herbata, oraz żywa ryba. Jedno z żarć w tej grupie dodaje za to około 75% energii i jest to indyk. Co do ryby to taka ciekawostka. Występują one na piątej planszy w porcie. Możemy próbować je zdobywać wykańczając wrogów przy samej górnej krawędzi pola walki. Kiedy zabijemy przeciwnika na górze, wpadnie on do wody i jest szansa, że wyrzuci nam rybkę.
Kolejne żarełko dodaje po zjedzeniu na czysto 10.000. Jest to bardzo skromna grupa, bo należy do niej tylko jeden smakołyk, banany. Dodają one około 25% energii, może nawet 30% w przypadku hamburgiera.
Ostatnia grupa żarć, też jest dosyć dziwnie skomponowana. Należą do niej trzy przekąski i w sumie dwie z nich są raczej oczywiste, bo są to dwa najlepsze żarcia w grze, czyli goloneczka i stek, dodające ponad 80% energii jednak trzeci bywalec tej grupy jest zaskakujący bo jest nim rak, który dodaje około 30, może 35% życia. Nie wiem dlaczego tak jest, ale tak to wygląda.
Tak miałaby się sprawa jeśli chodzi o papu dostępne w grze, jak i o wszystkie przedmioty jakie w niej znajdziemy. Jest to chyba najobszerniejsza pod tym względem gra z jakiej opisem do tej pory się mierzyłem i chyba najdłuższy tekst w Wozie Drzymały jak do tej pory.
Teraz chciałbym jeszcze wrócić do mojej tezy z początku i napisać dlaczego uważam, że Violent Storm poza producentem i gatunkiem nie ma nic wspólnego z Crime Fighters i Vendettą. Po pierwsze Vendetta w Japonii nosiła tytuł Crime Fighters 2, analogicznie więc Violent Storm powinno nosić tytuł Crime Fighters 3. Nic z tych rzeczy. Violent Storm w Japonii to nadal Violent Storm.
Druga sprawa. W Crime Fighters i Vendetta do walki używamy dwóch przycisków. Jeden to atak ręką, a drugi atak nogą. W Violent Storm też używamy dwóch przycisków, jednak jest to bardziej standardowe, atak i skok.
Trzeci detal. Crime Fighters i Vendetta są przeznaczone dla 1-4 graczy. W Violent Storm możemy z oczywistych względów grać maksymalnie w trzy osoby.
Czwarty punkt. Pierwsze dwie gry nie miały licznika punktów tylko licznik zabitych przeciwników. W Violent Storm liczymy punkty.
Paski energii naszych bohaterów w pierwszych dwóch grach są złożone z kratek, które można policzyć. W VS mamy jednolity pasek energii.
Myślę że wystarczy. Ja nie umiem połączyć tych trzech gier w serię jednak nie uważam się za Alfę i Omegę, mogę się mylić. Jednak umiem wymienić więcej różnic między tymi pozycjami niż podobieństw. W sumie to Violent Storm ma więcej podobieństw do Final Fight wydanego przez Capcom niż do serii Crime Fighters. Jeżeli ktoś umie wskazać jakieś podobieństwa między Crime Fighters i Violent Storm to proszę o kontakt lub komentarz.
Ja osobiście lubiłem i lubię grać nadal w tę grę, jednak nie uważam jej za jakąś specjalnie ważną dla mnie pozycję. Osobiście kreska jaką gra jest narysowana nie specjalnie mi odpowiada. Nie chodzi o samą grafikę, bo ta jest ładna, kolorowa i posiada dużo detali. Po prostu wszystko jest jakoś koślawo narysowane i znam inne gry podobające mi się bardziej, mimo że nie aż tak bardzo dopieszczonych i rozbudowanych. Po prostu kwestia gustu. Oczywiście nie zamierzam ujmować jej splendoru i w jakiś sposób dyskryminować. Jest to genialna gra, która zasłużenie nosi tytuł jednej z lepszych chodzonych mordoklepek. Po prostu styl rysownika nie trafił w mój gust.
Podsumowując Violent Storm to kawał porządnej gry. Na salonach święciła sukcesy i ludzie bardzo lubili w nią grać. Dlatego jeżeli nie mieliście do tej pory okazji zagrać w Violent Storm (w co śmiem wątpić) to zdecydowanie polecam nadrobić tę karygodną zaległość. Gra jest dość trudna. W szczególności bossowie pod koniec gry potrafią przyprawić o drgawki. Jednak dzięki emulacji nie musimy płacić za każdą kontynuację więc możemy spokojnie sobie ćwiczyć.
Na koniec powinien pojawić się link do filmiku z przejścia gry na jednej blaszce jednak nigdy nie udało mi się ukończyć tej gry. Mój rekord to ostatni boss, którego nie potrafię przejść i według mnie jest niezłym przegięciem. Postanowiłem nagrać filmik z przejścia gry korzystając z opcji kontynuacji, w celu pokazania jej w akcji.
Teraz już będę się z Wami żegnał. Dziękuję za poświęcony czas, bo pewnie niektórzy trochę go tu zostawili, o ile ktoś dobrnął do tego momentu. Życzę miłego dnia/wieczora i zapraszam do następnego odcinka Wozu Drzymały już w następny czwartek pod wieczór.
Komentarze obsługiwane przez CComment