Witam po raz kolejny przy wejściu do Wozu Drzymały, czyli w miejscu, gdzie przypominam weteranom i przybliżam młodszym graczom gry z przełomu lat 80' i 90' ubiegłego wieku, które można było znaleźć właśnie w takich tytułowych Wozach Drzymały, czyli barakowozach, w których poustawiane były automaty Arcade i szumnie nazywano je Salonami Gier. Dlatego nawet weterani grania nie koniecznie muszą znać te wszystkie gry. Między innymi dlatego, że w tego typu miejscach zbierała się w większości elyta spod budki z piwem i niektórzy mieli po prostu zakaz od rodziców na zbliżanie się do tego typu przybytków. W sumie na początku ja też, ale skoro po jakimś czasie jednak mi się nic nie stało to rodzice odpuścili i już nie musiałem się kryć z tym gdzie spędzałem wolny (i w sumie nie tylko, w końcu było to idealne miejsce na wagary ;) ) czas. Wystarczy jednak tych wspominek. Jeśli jednak ktoś jest nowy i nie wie o czym mowa, to w tym miejscu może poczytać obszerniejszy tekst na ten temat będący wstępem do tej serii. Dziś zajmę się grą Blood Bros. należącą do gatunku tak zwanych celowniczków. Wydana została w 1991 roku przez Mało znane wtedy, a dziś w zasadzie zapomniane studio TAD Corporation.
Tytuł: | Blood Bros. |
Producent: | Tad Corporation |
Rok wydania: | 1991 |
Liczba graczy: | 1-2 (co-op) |
Używanych przycisków: | 3 |
Blood Bross (Tad Corporation, 1991 rok)
Jak nie trudno się domyśleć po ekranie tytułowym gra utrzymana jest w klimatach westernu. Tytuł jest dla mnie lekko mylący, bo nie bardzo wiem czy chodzi o Krwawych Braci, czy o Braci Krwi. Wiedząc, że bohaterowie gry to kowboj i Indianin to obstawiał bym braterstwo krwi. Tym bardziej, że dwójka pozytywnych bohaterów nie mówiła by na siebie Krwawi Bracia. Zakładam więc, że tytuł powinien brzmieć Brotherhood of Blood tylko nie wszyscy Japończycy w tamtych czasach władali angielskim na takim poziomie jak nam by się to mogło wydawać.
Gra została wydana w styczniu 1991 roku, mimo że napis na ekranie tytułowym wyraźnie wskazuje na rok 1990. Zapewne gra miał zostać wydana pod koniec roku 1990, ale zaliczyła obsuwę i premiera została przeniesiona na początek przyszłego roku, a o takim detalu ktoś zapomniał lub było za dużo roboty żeby to zmieniać, a za mało czasu.
Gra jest duchowym spadkobiercą innej pozycji wydanej przez Tad Corporation (i w sumie to chyba tylko te dwie gry stworzyła ta firma). Chodzi mianowicie o Cabala, od którego rozpocząłem ten sezon. Dlaczego duchowy spadkobierca a nie kontynuacja? Zupełnie inne czasy w jakich toczy się rozgrywka. Cabal był grą osadzoną we współczesnych sobie realiach, Wydany w 1988 roku był inspirowany takimi hitami jak Rambo II, czy Delta Force z Chuckiem Norrisem. W Blood Bros mamy do czynienia z Dzikim Zachodem więc fabuły nijak nie da się połączyć. Druga sprawa, że fabuła jako taka w żadnej z gier nie występowała. Za to mechanika w obu grach wydanych przez Tad Corporation jest w zasadzie identyczna. W sumie jeśli chodzi o tego typu gry to przypomina mi się jeszcze jedna, wydana w 1994 roku na Neo-Geo, zatytułowana NAM1975. Jakoś gatunek nie przyjął się specjalnie.
Jak zwykle na początku staję przed największym wyzwaniem, czyli opisanie fabuły gry, która w zasadzie fabuły nie posiada. Ani w attract mode, czyli kiedy nikt nie gra, ani w czasie gry nie dostajemy żadnych informacji na temat poco i dlaczego, ruszamy w bój starając się wytłuc wszystkich, którzy stają nam na drodze. Po prostu mamy zniszczyć wszystkich wrogów i wszystko co będzie się dało zniszczyć. Dopiero po ukończeniu gry dowiadujemy się, że pokonaliśmy niejakiego Wielkiego Tatę Janka (Big Daddy John) i położyliśmy łapska na jego skarbie, którym postanawiamy się podzielić z mieszkańcami terroryzowanego przez Janka miasteczka, które przy jednym zamachu uwolniliśmy spod jego tyranii i zostaliśmy jego obrońcami. To by było na tyle jeśli chodzi o fabułę. Myślę, że nikogo nie powinno to dziwić.
Następny fragment też nie jest prosty, bo normalnie piszę w tym miejscu kilka słów na temat bohaterów gry. Tutaj w zasadzie nie specjalnie mogę się wykazać. Gracz pierwszy zawsze dostaje pod swoją kontrolę niebiesko ubranego kowboja, którego celownik jest również utrzymany w niebieskiej kolorystyce. Gracz drugi z urzędu niejako ma przypisanego czerwonego Indianina, który jest z kolei utrzymany w kolorystyce czerwonej wraz z celownikiem. Chyba nic odkrywczego, że czerwona twarzy jest czerwona? Czy może to rasistowskie? ;) To w zasadzie tyle co można powiedzieć o naszych bohaterach. Nie mają imion, a ich zdolności w czasie walki są identyczne. W sumie to nic dziwnego, bo w końcu nie można w takiej grze faworyzować jednego z graczy.
Teraz słów kilka o przeciwnikach, którzy staną na naszej drodze. Oczywiście część jednostek wroga to piechota, jednak już nawet w tamtych czasach jak widać, można było zobaczyć trochę kreatywności i objawiającej się w czołgach improwizowanych z wozów drabiniastych;) Wygląda to podobnie jak w Cabalu. Każdy przeciwnik ma jakieś specjalne sposoby ataku. Jest ich kilkanaście różnych rodzajów, więc dość ciekawie. Jednak jeśli ktoś grał we wcześniejszą produkcję poczuje się tu jak w domu, gdyż jest bardzo podobnie.
Teraz skupię się trochę dokładniej na przeciwnikach, więc niezainteresowani mogą przeskoczyć dalej.
Podstawowym rodzajem przeciwnika to o dziwo kowboje. Ubrani na pomarańczowo, wbiegają na planszę, strzelają i uciekają. Nic nadzwyczajnego, jednak przy większych zadymkach, potrafią boleśnie zaskoczyć. Drugi rodzaj kowbojów to ubrani na niebiesko, zwinniejsi koledzy. Potrafią się turlać i tym sposobem unikają naszych pocisków.
Kolejnym typem chłopców od krów są cwaniaki siedzące w beczkach. Są oni niesamowicie twardzi więc najlepiej jest szybko poczęstować go laską dynamitu, albo dwiema. Wychylają łeb z beczki i strzelają owalnymi wirującymi pociskami. Tylko wtedy można go zaatakować trafiając w głowę.
Występują też kowboje na koniach. Pojawiają się w grupach i potrafią zasypać ekran płonącymi pochodniami, co z kolei może być mało przyjemne. Analogicznie pojawiają się też Indianie na koniach. Ci z kolei potrafią zasypać nas gradem płonących strzał, co jest również niezbyt przyjemne, bo ciężko temu uciec więc jeśli słyszymy bojowy okrzyk Indian to wytężajmy wzrok i starajmy się wyeliminować konnice zanim zacznie sypać ogniem, bo może zrobić się gorąco i to nie tylko w przenośni.
Oczywiście Indianom też się nie oberwało w tej grze, też mają odpowiedniki swoich jednostek. Żeby było po równo. Grając we dwóch można się umówić, że gracz grający kowbojem, zabija tylko Indian i odwrotnie, Indianin zabija tylko kowboi ;) Podstawowy rodzaj Indianina jest równoznaczny z drugim rodzajem kowboja, czyli potrafi skakać i unikać w ten sposób naszych strzałów. Do tego potrafią też brodzić w płytkiej wodzie i nurkować więc przejmują też rolę płetwonurków z Cabala. Druga wersja Indian to cwaniaki rzucające w nas bombami. Też potrafią unikać naszych strzałów. Za to zestrzelenie ich bomby rzuconej w naszym kierunku daje nam laskę dynamitu.
Trzecia wersja Indian to dwuosobowe czółno. Jest to dosyć mocna konstrukcja i trzeba się chwilę natrudzić. Warto jednak skupić się na nich, bo zostawione samopas potrafią narobić zamieszania.
Pojawiają się też Indianie ubrani na zielono, wspinający się na maszt i rzucający bumerangami. Dosyć wytrzymali, jednak warto skupić się na ich eliminowaniu, bo bumerangi potrafią skutecznie uprzykrzyć życie.
Pojawiają się jeszcze żołnierze ubrani jak z wojny secesyjnej. Atakują sporadycznie wysyłając w naszą stronę wirujący owalny pocisk. Wypadają z nich różnego rodzaju bonusy. Przeważnie punkty.
Z przeciwników piechoty natrafimy też na dwa rodzaje wielkich osiłków. Jeden strzela z karabinu maszynowego, drugi nosi duże bomby ciskając nimi w nas. Obaj są wytrzymali jednak, nie muszą być eliminowani w pierwszej kolejności. Są dosyć powolni i można ich eliminację odłożyć na chwilę.
Oprócz osiłków pojawiają się jeszcze dziwni panowie w płaszczach robiący dość dziwne wrażenie i strzelający spod płaszcza owalnymi pociskami. Są dosyć wytrzymali jednak nie specjalnie uciążliwi. Aczkolwiek warto się nimi zajmować jak najszybciej bo mogą pojawić się w nieoczekiwanym momencie.
Odpowiedzią na tego pana w płaszczu ze strony Indian jest jeden z nich tylko większy. Ubrany w jaskrawe kolory i dziwnie się poruszający. Czasami w ferworze walki nawet nie zwraca się na niego uwagi. Atakuje podobnie jak pan ekshibicjonista.
Spotkamy też zamaskowanych kolesi w zielonym płaszczu. Wbiegają bokiem na planszę i strzelają owalnymi kręcącymi się pociskami. Dosyć wytrzymali jednak nie specjalnie groźni.
To było by na tyle jeśli chodzi o piechotę. Pojawiają się też jednostki zmechanizowane.
Znajdziemy tutaj cztery rodzaje wozów drabiniastych. Poruszają się jednak bez udziału koni z wyjątkiem jednego, który wciągany jest na planszę przez konie właśnie. Kryją w sobie ciężkie karabiny maszynowe oraz wyrzutnie ciężkich pocisków.
Same wyrzutnie ciężkich pocisków występują w wylotach tuneli, prawdopodobnie kopalnianych. Można je przysypać strzelając w skałę nad tunelem jednak nie powstrzyma to samych wyrzutni przed pojawianiem się. Pojawiają się też w kilku miejscach wyrzutnie trochę większe, przypominające katapulty,
Poza wozami znajdziemy też dwupłatowe samoloty. Nie wiem czy to nie za wcześnie na takie sprzęty jednak nigdy nie byłem orłem z historii więc się nie będę wymądrzał ;) W każdym razie lecą z głębi ekranu w naszą stronę i zrzucają trzy bomby pionowo w dół.
Od czasu przez ekran przebiegnie nam jedna z trzech rodzajów świń, mały Indianin w pióropuszu albo wyglądający na jakiegoś bankiera, gostek z workiem ze znakiem $. Ewentualnie pani podnosząca do góry kieckę i wyrzucająca z niej dynamity. W sumie bardziej powinni znajdować się w kategorii pojemniki, jednak to żywe stworzenia ;) Nie atakują nas, tylko w zależności od wyglądu mogą po trafieniu podrzucić nam jakieś bonusy. Są raczej pożyteczni, nie atakują nas a bonusy zawsze są mile widziane. Kiedy takiego przeciwnika trafimy, ten wyrzuca bonus i przyspiesza, jeśli uda nam się go trafić kilka razy to wyrzuci kilka bonusów. Pomarańczowa świnia wyrzuca z siebie laski dynamitu. Warto na nią polować kilka razy, bo można z niej kilka takich lasek wytrzepać. Czarna świnia, Indianin i różowa świnia wyrzucają punkty albo broń. Indianin przeważnie karabin maszynowy, a świnia strzelbę.
Oprócz tych normalnych przeciwników, nie mogło zabraknąć też bossów. Każda plansza ma swojego, są to albo wytwory ludzkiego geniuszu, albo wybryki natury, jak wielkie ptaszyska, czy gigantyczny wąż.
Walki z bossami lepiej starać się przechodzić bez kontynuacji. W przypadku kiedy dołączamy się w trakcie walki z bossem musimy przechodzić całą walkę od początku.
Pierwszym z bossów jest uzbrojony od kół po dach. Wjeżdża od góry na ekran i przejeżdża po kolei po każdym z poziomów. W międzyczasie pojawiają się kowboje na małych platformach. Pociąg możemy atakować od razu jak go zobaczymy co daje nam małą przewagę, ponieważ będąc w dalszych częściach ekranu, pociąg atakuje nas znacznie mniej zaciekle niż kiedy pojawi się na pierwszym planie. Do tego czasu powinno udać nam się odebrać już jakąś część energii. Kiedy wjedzie na pierwszy plan trzeba uważać na wyskakujących w różnych miejscach kowbojów, a do tego cały czas pilnować strzelających z komina węgielków.
Drugi z bossów to sterowiec. Walka z nim bardzo przypomina walkę z pierwszym bossem w Cabalu. Najlepiej jest ustawić się w jednym miejscu i ustawić celownik pionowo nad sobą. W ten sposób zestrzelimy od razu pociski mogące nam zrobić krzywdę, a nie przestaniemy ostrzeliwać bossa. Resztę przeciwników ignorować. Wyjeżdżają w czasie tej walki też czołgi. Nie należy się nimi zbytnio przejmować. Zanim zaczną strzelać zdążymy ukatrupić bossa. Ideałem jest posiadanie tam karabinu maszynowego. Wtedy boss wytrzyma jakieś dziesięć sekund.
Trzeci z bossów to ognisty Feniks. Tutaj sprawa wygląda w ten sposób, że po pewnym czasie przywołuje on dwa swoje klony do pomocy. W tym przypadku jest inaczej niż ze sterowcem. Tutaj należy się skupić najpierw na wyeliminowaniu klonów ponieważ kiedy boss ma już końcówkę energii, zaczyna wyrzucać w hurtowej ilości jaja, z których od razu wylęgają się małe strzelające ogniem pisklaki. W połączeniu z dwoma pomocnikami może to być za wiele nawet dla najwytrawniejszych graczy.
Czwarty boss to wielgachny wąż. Wije się po planszy i czasami pluje ogniem z nosa, jest to o tyle trudne do uniknięcia, że robi to z bliska a płomienie mają dość duży rozrzut. Kiedy kończy mu się życie, robi się czerwony i zaczyna z ogona wyrzucać pociski, które lecą powoli ale w takiej ilości i tak wytrzymałe, że trzeba chwili żeby zniszczyć chociaż jeden.
Ostatni boss to niejaki Big Dad John, czyli Wielki Tata Jan. Prawdę mówiąc jest on zaskakująco prosty jak na ostatniego bossa. Należy celować mu w zwis męski elegancji i bynajmniej nie mam tu na myśli krawata. Wtedy wszystkie, a przynajmniej znaczna większość jego pocisków zostanie zniszczona zanim jeszcze zdąży się pojawić. Od czasu do czasu sieje serią z ciężkiego karabinu. Wtedy wypada jednak zrobić unik.
Tak wyglądałaby sprawa jeśli chodzi o przeciwników, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć. Jest jeszcze jeden boss, bezpośrednio przed ostatnim. Musimy pokonać kolejny pojazd wyglądający jak lokomotywa naszpikowana działami różnego kalibru. Za wiele doradzić nie mogę. Unikać pocisków i atakować.
Teraz kilka słów na temat lokacji, które przyjdzie nam odwiedzić. Gra została podzielona na pięć misji, a każda z nich na cztery etapy, co jak nie trudno policzyć daje dwadzieścia plansz. Każdy etap składa się z jednego ekranu, po którym możemy poruszać się od jednej do drugiej krawędzi ekranu. Plansze są do siebie dość podobne przez co ciężko jest zapamiętać, który ekran należy, do której misji. Są to miejsca typowe dla Dzikiego Zachodu. Miasteczka, kopalnie, a nawet wielki kanion. Wszystko jednak w pustynnych klimatach. Brak fabuły nie pomaga też przy zapamiętywaniu plansz. Ogólnie przygotowane są one dość starannie i wyposażone w dużo elementów, które możemy zdemolować w poszukiwaniu punktów lub po prostu posuwaniu się na przód w postępie na planszy.
Teraz skupię się trochę dokładniej na planszach więc każdy, kto nie jest zainteresowany szczegółami może przeskoczyć do następnego akapitu.
Misja numer jeden wygląda na wyprawę poszukiwaczy złota. Zaczynamy w miasteczku szukając informacji o tym co, gdzie i jak można tu załatwić. Niestety miejscowi nie są zbyt rozmowni, co kończy się obróceniem miasteczka w pył. Udaje nam się jednak wydobyć informację, że na farmie niedaleko mieszka stary John, który może mieć jakieś informacje na temat kopalni złota znajdującej się w okolicy. Niestety rozmowa przeradza się w jatkę i farma również zostaje obrócona w perzynę. Ruszamy dalej, jednak na moście w przełęczy dopadają nas przeciwnicy zainteresowani naszą działką. W końcu docieramy do naszej wspaniałej kopalni, gdzie zalęgli się już złoczyńcy. Po wykurzeniu ich, okazuje się, że mają ze sobą nawet już gotowy cały pociąg, którym planowali wywieźć złoto z naszej kopalni.
Misja druga. Dotarliśmy do kopalni. Pokonaliśmy bossa więc trzeba by zobaczyć jak sprawa wygląda w środku. Oczywiście niewiele dobroci znajdujemy w środku więc ruszamy w drogę powrotną. Przez Wielki Kanion, w którym jesteśmy nieustannie atakowani przez Indian i kowbojów. Mijamy drugą stroną rzeki ich wioskę nie szczędząc im oczywiście kilku lasek dynamitu i gradu kul alby w końcu dotrzeć do płonącego miasteczka gdzie kupiliśmy kopalnię, o której rozbijała poprzednia misja. Oczywiście wszystko płonie więc raczej nikt naszych roszczeń nie wysłucha. Pozostaje nam tylko skopać zad najeźdźcy w jego wspaniałym sterowcu.
Plansza trzecia. Po nieudanej misji odzyskania hajsów za lewą kopalnię złota postanowiliśmy się porządnie uchlać, w końcu co innego pozostało. Oczywiście nawet na to nie dostajemy pozwolenia i zaczynają nas wkurzać jakieś biegające beczki, strzelające tu i tam. Wyskakujemy przed bar, na ulice i rozprawiamy się po raz kolejny z pojawiającymi się znikąd hordami wrogów. Po czym ruszamy w wzdłuż torów aż trafimy na ruiny pociągu przy wlocie do jakiś tuneli. Mijamy je i ruszamy dalej w stronę zachodzącego słońca wąwozem żegnając wzrokiem opustoszałe i niszczejące wraki wozów poprzednich karawaniarzy ruszających w tę podróż.
Misja czwarta. Ruszamy na szlak. Najpierw równamy z ziemią małe miasteczko, po czym plądrujemy las znajdujący się nieopodal. Ruszamy dalej niszcząc po drodze tajną aparaturę, pewnie do pędzenia księżycówki. W końcu plądrując kolejną jaskinię natrafiamy na gigantycznego węża, którego śmierć okazuje się wybawieniem dla okolicznych wieśniaków.
Misja piąta. Plądrując kolejne miasteczko dowiadujemy się o niejakim Wielkim Tatku Janku, który skitrał gdzieś niewyobrażalny skarb. Wydanie tej informacji nie ocaliło mieszkańcom życia, chociaż kilku może przeżyło, bo nasi herosi niezwłocznie przenoszą się pod bramę przybytku, w którym zamelinował się poszukiwany. Następnie zaczynamy poszukiwania złoczyńcy. Zaczynając od podziemi, w których nie znajdujemy nic ciekawego poza bandą oprychów. Dopiero przy wyjściu natrafiamy na opancerzony pociąg będący wstępem do walko z Jankiem.
Tak przedstawiałaby się sprawa jeśli chodzi o dostępne w grze lokacje. Nie jest ich może jakoś oszałamiająco dużo, jednak wystarczająco aby przykuć nas do ekranu na dobre 30-40 min.
Grafika w Blood Bross jest całkiem efektowna jak na grę z 1991 roku. Kolorowa i szczegółowa zdecydowanie może robić pozytywne wrażenie. Zdecydowanie postęp w jakości od Cabala. Nie rzuca się tak bardzo w oczy podział na kolejne poziomy głębokości ekranu. Jest ich teraz więcej i przejścia między nimi są mniej zauważalne i bardziej naturalnie to wygląda. Ze screenów, które można było zobaczyć wyżej każdy już pewnie zdążył sobie wyrobić mniemanie o grafice i wie, czy by mu przypadła do gustu. Ja oceniam ją na plus, szczególnie, że mówimy tu o grze mającej przeszło dwadzieścia lat. Był to co prawda początek nowej generacji sprzętu i gry wydawane w 1993 roku bywały znacznie bardziej wypasione, to tutaj uważam, że i tak jest nieźle.
Teraz słów kilka o oprawie dźwiękowej. Tutaj sprawa wygląda podobnie jak przy grafice. Muzyka przygrywająca w tle pasuje do klimatu Dzikiego Zachodu. Mimo swoich lat, uszy nie krwawią podczas słuchania, a nawet niektóre kawałki potrafią zapaść w pamięci. Co ciekawe muzyczka przygrywająca na koniec każdej planszy jest żywcem wyciągnięta z Cabala. W zasadzie zachowanie naszego pamperka podczas odgrywania tej melodyjki jest dokładnie takie samo jak.
Efekty dźwiękowe też stoją na przyzwoitym poziomie, chociaż przez większą część czasu dominującym dźwiękiem będzie odgłos wystrzałów ;) Czasami kiedy strzelimy w świnię, ta zakwiczy, a rzucony dynamit wyda charakterystyczny świszczący dźwięk.
Teraz skupię się na samej rozgrywce, która daje całkiem sporo radości. Sterowanie opiera się na gałce i trzech przyciskach. Gałka wiadomo do czego służy a przyciski są odpowiedzialne za strzelanie, rzut dynamitem i trzeci za turlanie się. Tyle wystarczy aby cieszyć się grą. Mechanika rozgrywki została żywcem przeniesiona z Cabala, więc jak ktoś grał to wie o co chodzi. Jeśli ktoś nie grał to pokazuje i objaśniam. Gałką sterujemy dwoma elementami. Naszą postacią. W dwóch kierunkach: lewo i prawo. Oraz celownikiem, w ośmiu kierunkach. Działa to tak, że kiedy trzymamy wciśnięty przycisk ataku, to nasz bohater staje w miejscu i sterować możemy tylko celownikiem. Kiedy puścimy przycisk odpowiedzialny za strzał to przesuwamy i celownik i naszego bohatera w wybranym kierunku. Kiedy wciśniemy przycisk odpowiedzialny za unik i jednocześnie wychylimy gałkę w jakimś kierunku to nasza postać w tamtym kierunku się przeturla. W czasie turlania się jesteśmy nieśmiertelni i żaden pocisk nam nic nie zrobi. Dlatego manewr ten jest kluczowy, elementem rozgrywki i warto jest nauczyć się nim posługiwać. Grany nie są specjalnie potrzebne, chyba że chcemy pozbyć się szybko jakiegoś twardszego celu.
Gra daje nam do dyspozycji trzy rodzaje broni. Podstawowe strzelanie, jest podstawowe. Karabin maszynowy, nie za mocny ani też szybkostrzelny. Posiadamy go przez większość czasu gry. Jego celownik wygląda tak.
Drugą z dostępnych broni jest strzelba. Trochę wolniejsza w strzelaniu, jednak jej siła jest znacznie większa. Jeśli nie będziemy trzymać wciśniętego przycisku tylko będziemy naparzać jakby jutra nie było to będziemy strzelać tą bronią znacznie szybciej.
Jej celownik wygląda mniej więcej w ten sposób.
Ostatnią z dostępnych broni jest ciężki karabin maszynowy. Jest to najmocniejsza z broni. Przy jej użyciu nawet najtwardszy boss wymięka po krótkiej chwili. Kiedy stracimy ostatnie życie, gra zachęca nas do wrzucenia następnej monety i kontynuowaniu rozgrywki wyrzucając właśnie tę broń orz czasami dodatkowe życie.
Jej celownik jest inny niż pozostałe. Bardziej spłaszczony i rozciągnięty. Wygląda w ten sposób.
Oprócz tych broni, nasz bohater może też rzucać granatami. W sumie nie tyle granatami co laskami dynamitu z podpalonym lontem, co w sumie na jedno wychodzi. Możemy zebrać ich maksymalnie 99 sztuk i po zebraniu następnych nic się nie dzieje. Nawet nie dostajemy za to punktów.
Jak widać broni nie jest tutaj zbyt wiele jednak to wcale nie przeszkadza i w zupełności wystarcza.
Zasady rozgrywki są takie same jak w Cabalu. Każdy ekran ma swoją kondycję, którą pokazuje pasek na dole ekranu. Naszym zadaniem jest rozpieprzenie planszy tak, żeby jej kondycja spadła do zera. Aby ten cel osiągnąć musimy demolować wszystko co się da. Budynki, drzewa i elementy krajobrazu, a w szczególności przeciwników. Za niszczenie budynków i innych dekoracji dostaniemy też różnej maści zdobycze punktów. Od drobnego tysiąca, do znacznie lepszych 20.000. Takie to są nominały dokładnie.
Najwyższe bonusy punktowe możemy też wytarmosić z puszki. Przy tej puszcze też na chwilę się zatrzymam. Na każdej planszy kiedy się przyjrzycie, znajdziecie puszkę, w którą można strzelić.
Ot nic nadzwyczajnego. Trafiona puszka wylatuje w górę a wypada z niej jakiś drobny bonus punktowy albo dynamit. Jednak jest pewien trick. Otóż jeśli uda nam się wystrzelić puszkę w górę, a następnie kilka razy (konkretnie osiem) strzelić zanim spadnie, podbijając ją jeszcze wyżej. To w końcu wypadnie z niej 10.000 lub 20.000 lub jedna z broni. Są jednak dwie plansze, konkretnie to 1-1 i 4-1, na których zabawa z puszką zaowocuje dodatkowym życiem.
Więc warto się pobawić czasami. Jednak pamiętajcie. Musi udać się za pierwszym razem. Jeśli na przykład podbijecie pięć razy po czym puszka spadnie i zaczniecie od nowa, to nie dostaniecie tego życia. Macie tylko jedno podejście.
We wstępie wspominałem o zaimplementowanym systemie osłon. Był to oczywiście żart, jednak znajdziemy w grze różne wózki, murki i toczące się wielkie beczki, które możemy wykorzystać jako osłony. Ulegają one zniszczeniu. Te statyczne. Te ruchome niekoniecznie i prezentowałyby się następująco.
Tak prezentowałaby się gra Blood Bros. Jest to moim zdaniem całkiem zabawna i dostarczająca sporo radości, a nawet nie taka brzydka. Każdy fan gier Arcade, który nie miał okazji zapoznać się z tą pozycją powinien nadrobić zaległości. Gra sama w sobie jest zdecydowanie prostsza od Cabala przynajmniej w moim odczuciu. Po pierwszym podejściu do gry stwierdziłem, że po odpowiednim treningu byłbym w stanie skończyć ją na jednej blaszce. O Cabalu powiedzieć tego nigdy nie mogłem. Dla najwytrwalszych, zaktualizowałem wpis o nagranie z prezentacją opisywanej gry w akcji.
Teraz żegnam się już z Wami i dziękuję za poświęcony czas. Mam nadzieje, że nie uznaliście go za stracony. Chociaż jeśli to czytasz, to zakładam, że nie nudziłeś się tak bardzo. Do przeczytania w następnym Wozie Drzymały już w następny czwartek.
Komentarze obsługiwane przez CComment