Witajcie w kolejnym wpisie z serii Retro Modyfikacja. To co dzisiaj planuję zrobić, przez ortodoksyjnych fanów retro może zostać uznane, nie za modyfikację, tylko profanację. Więc jeśli zaliczasz się do tej grupy ludzi, proponuję już teraz zrezygnować z czytania, bo to co zobaczysz na pewno Ci się nie spodoba. Będzie to modyfikacja wizualna komputera Amiga 1200
W tym wpisie pokażę Wam jak moja Amiga 12oo padła ofiarą tzw. black mod'a. Została przemalowana na kolor czarny, dostała nowy zestaw diod z wybranymi przeze mnie kolorami, oraz otrzymała niebieskie podświetlenie klawiatury. Dołożyłem jej też dysk twardy 2,5 cala o pojemności 4o GB i wymieniłem taśmę sygnałową od stacji dysków, wypuszczając na zewnątrz dodatkową wtyczkę zasilania i sygnału, aby móc podłączyć Gotek'a, czyli interfejs emulujący stację dysków pozwalający na odczyt obrazów dyskietek z pendrive.
Oczywiście wpis ten powstał tylko jako artykuł poglądowy i nie odpowiadam za jakiekolwiek uszkodzenia i usterki wynikłe z próby powtarzania tego co zrobiłem, przez Was.
Czego potrzebowałem, aby dokonać tego co zrobiłem? Kilka puszek farby w sprayu, taśma malarska do zaklejenia elementów, których nie chcemy malować jak na przykład tabliczka znamionowa na spodzie komputera, około 1oo okrągłych, niebieskich diod o średnicy 3mm. Do tego około 35 oporników 18o Ohm 0.25W. Do tego jakiś przewód elektryczny, najlepiej dwużyłowy, tak żeby każda z żył miała izolację w innym kolorze i można było te żyły rozdzielić. Przełącznik kołyskowy, taśma stacji dyskietek z możliwością podłączenia dwóch stacji dysków. Do tego rozdzielacz zasilania pozwalający wypuścić dwa złącza dla stacji dyskietek i zwykłego molexa.
Z narzędzi będzie potrzebna lutownica, jakieś szczypce tnące do przycinania przewodów, pęseta, wykałaczki oraz takie piankowe cegiełki. Do nabycia w kwiaciarniach, albo marketach budowlanych, na stoiskach z kwiatami. Mały śrubokręt krzyżakowy i płaski. Jakaś wkrętarka i wiertło, może być do metalu, Ø3mm.
Zabieramy się do pracy. Oczywiście pierwszym krokiem jest rozebranie naszej Amigi, myszki oraz zasilacza na części pierwsze. Jak tego dokonać pokazałem w poprzednich wpisach, o reanimacji tych podzespołów. Żeby skrócić ten wpis i nie dublować informacji linkuję tutaj poprzednie artykuły żebyście nie musieli szukać mysz, zasilacz, Amiga 1200. Osobiście rozbierałem i malowałem każdy z podzespołów osobno ze względu na brak miejsca, oraz ograniczenie możliwości pomieszania śrubek i innych elementów.
Kiedy mamy już wszystko rozebrane, należy zająć się klawiaturą. Trzeba zdemontować wszystkie klawisze. Jak tego dokonać również pisałem we wpisie o reanimacji Amigi, więc nie będę się powtarzał. Oczywiście kiedy mamy już klawisze zdjęte, należałoby je trochę odtłuścić. W końcu klawisze to miejsce gdzie zbiera się najwięcej brudu z naszych rąk. Dlatego pierwsze co robimy z klawiszami to myk do miski z wodą i jakimś płynem do naczyń.
Po kąpieli i wysuszeniu podzieliłem sobie klawisze na dwie grupy. Białe i szare osobno. To z tego prostego powodu, że planowałem pomalować je na dwa, różne kolory. Klawisze funkcyjne, czyli wszystkie szare, planowałem przemalować na niebiesko, a zwykłe białe, na czarno.
W tym momencie pewnie kilka osób zastanawia się co będzie jeśli zamaluje się litery i symbole na klawiszach. Przecież nic nie będzie widać i to trochę bez sensu taka klawiatura bez liter. Na szczęście udało mi się znaleźć w internecie rozwiązanie tego problemu. Istnieje coś takiego jak naklejki na klawisze. Dodatkowo w US of A istnieje sklep internetowy, który zajmuje się sprzedażą takich naklejek i posiada w swojej ofercie również takie, przeznaczone dla komputerów Amiga. W swojej ofercie posiadają też naklejki na komputery Commodore 64, ZX Spectrum, oraz Atari, więc zamówiłem sobie od razu kilka zestawów, na zaś ;) Koszt jednego kompletu naklejek to niecałe $4, czyli około 16 PLN. Za 100 Zł kupiłem pięć zestawów z wysyłką do Polski. Paczka szła około 2 tygodni. Same naklejki są przygotowane bardzo dobrze. Jest to taki gumowaty, cienki materiał z warstwą kleju. Nie będą się ścierać i nie powinny też odklejać. Co ciekawe klej na nich jest na tyle dobry, że nawet jeśli coś pomieszamy, to bez problemu taką naklejkę odkleimy i przykleimy jeszcze raz.
O samym malowaniu nie będę się rozwodził za bardzo. Po pierwsze nie jestem specjalistą w tej dziedzinie. Po drugie, jeśli już ktoś zamierza coś takiego robić to powinien wiedzieć jak się do tego zabrać. W skrócie procedura wygląda tak, że najpierw należy zmatowić powierzchnię, którą chcemy pomalować, papierem ściernym o gradacji powiedzmy 8oo albo 1.ooo. Zaklejamy taśmą malarską wszystkie miejsca, których nie chcemy zamalować. Następnie malujemy wstępnie podkładem, w moim przypadku dla obudów i klawiszy, które miały być czarne był to podkład czarny, a dla niebieskich klawiszy podkład był biały. Potem zostawiamy na przynajmniej kilka godzin wszystko żeby sobie wyschło. Następnie nakładamy kolor, który nas interesuje, dwie lub trzy cienkie warstwy. Między kolejnymi warstwami oczywiście dajemy czas lakierowi na wyschnięcie. Ostatecznie nakładamy jeszcze lakier bezbarwny, który utwardzi i zabezpieczy powierzchnie przed ścieraniem się i obijaniem pomalowanych elementów. W przypadku klawiszy, przed nałożeniem lakieru bezbarwnego przykleiłem jeszcze wspomniane wcześniej naklejki i dopiero pomalowałem lakierem bezbarwnym.
Jeśli chodzi o malowanie klawiszy, bo reszta elementów nie powinna być problemem, zastosowałem wspomnianą na początku piankową cegłę do kwiatów, ale równie dobrze można ją zastąpić kawałkiem styropianu. Przydadzą się też wykałaczki. Nadziewamy nasze klawisze na wykałaczki.
Następnie wbijamy je w cegłę/styropian tworząc takiego jeżyka. Dzięki temu nie będziemy musieli się męczyć z każdym przyciskiem osobno i zaoszczędzimy trochę farby oraz sporo czasu.
Ok, elementy obudów i klawiszki już się suszą, więc teraz możemy zabrać się za dalsze rozbebeszanie klawiatury. W zasadzie pozostało tylko wykręcić kilkanaście śrubek w tylnej części obudowy klawiatury i ostrożnie ją rozebrać. Tak żeby nie rozsypać tak zwanych młoteczków, czyli elementów, które przenoszą dotyk na przezroczystą, plastikową, miękką płytkę. Wyciągamy wszystkie młoteczki i odkładamy do jakiegoś pojemnika żeby ich nie pogubić. Metalową obudowę odkładamy na bok, a czarny plastik profilaktycznie wrzucamy do miski z wodą i płynem do naczyń i trochę przemywamy.
Kiedy już plastik zostanie wyczyszczony i wysuszony bierzemy się za wiercenie w nim otworów na diody. Wkrętarka z wiertłem 3mm i nad każdym otworem, w którym siedzi młoteczek, wiercimy dziurkę, w którą później będziemy wciskać diody.
Kiedy mamy już wywiercone otwory, możemy zająć się izolacją oddzielająca przewody i nóżki diod oraz oporników od plastikowej płytki. Do tego celu użyłem folii samoprzylepnej w kolorze niebieskim. Wyciąłem w niej nożykiem do tapet prostokątne otwory w miejscach gdzie wychodzą gumowe stopki młoteczków.
Teraz nadszedł czas na najbardziej skomplikowaną, żmudną i czasochłonną operację, czyli instalację diod. Nie jestem specjalistą od elektroniki, ale z tego co wyczytałem w internetach, najlepszym rozwiązaniem w moim przypadku było łączenie trzech diod szeregowo, do każdych takich trzech diod dołączyłem opornik i takie zestawy podłączałem równolegle do przewodów zasilających. Dobre kilka godzin lutowania oraz izolowania przewodów. Oczywiście diody wciskamy w wywiercone wcześniej otwory. Przewody i nóżki diod oraz oporników upychamy w wolnej przestrzeni czarnego plastiku. Trzeba sobie jednak całą siatkę dobrze zaplanować żeby przewody nie krzyżowały się zbyt często, bo może się okazać, że zabraknie nam miejsca na ich upchnięcie. Wynik całej operacji wygląda następująco.
Nie wygląda to zbyt profesjonalnie, ale działa :) Poza tym amatorzy zbudowali Arkę, a profesjonaliści Titanica :P Kiedy mamy już wszystko gotowe, wypuszczamy sobie dwa przewody (plus i minus) na zewnątrz i nakładamy folie samoprzylepną. Teraz musimy włożyć z powrotem wszystkie młoteczki tak aby ich gumowe elementy swobodnie przechodziły przez otwory w owej folii. Następnym krokiem będzie założenie przezroczystego plastiku tak aby gumowe elementy młoteczków dotykały w odpowiednich punktach plastikowej klawiatury i nie były izolowane przez folię samoprzylepną, bo wtedy nasza Amiga nie będzie reagować na wciskanie klawiszy. Kiedy uda się wszystko odpowiednio ułożyć, zakładamy metalową część obudowy klawiatury i skręcamy wszystko małymi śrubkami krzyżakowymi. Jeśli mamy już pomalowane i wysuszone klawisze, możemy je założyć z powrotem i operacja z klawiaturą jest prawie zakończona.
Pozostaje jeszcze sprawa zasilania dla podświetlenia, no i kwestia tego, czy chcemy żeby nasza klawiatura świeciła cały czas, czy jednak będziemy chcieli to podświetlenie wyłączać.
Do zasilenia naszych diod najlepiej wykorzystać wtyczkę typu molex. Można wyciągnąć ją z jakiegoś starego zasilacza. Ja miałem tyle szczęścia, że w moja Amiga miała już gotowy rozdzielacz zasilania wychodzący z płyty głównej i wypuszczający dwie wtyczki, jedna do zasilania stacji dysków, a druga do dysku 3,5'' dzięki temu mogłem podłączyć dalej standardowy rozgałęziacz na dwa molexy. Do jednego podłączyłem przejściówkę z molexa na stację dysków, którą dostałem razem z okablowaniem do zasilacza, który przerabiałem do działania z Amigą i tę końcówkę wypuściłem na zewnątrz obudowy aby zasilić Goteka, a do drugiego molexa podłączyłem zasilanie podświetlenia klawiatury. Potrzebne są tylko dwa kabelki z pinów 1 i 2. Pin 1 (żółty przewód) to zasilanie +12V, do niego podłączamy plus (+) podświetlenia. Pin 2 (czarny) to masa i do niego podłączamy minus (-) naszego oświetlenia.
Ostatnia kwestia to włącznik naszych świecących klawiszy. Żeby to zrobić wystarczy zwykły przełącznik kołyskowy, dwu pozycyjny. Montujemy go w obudowie, ja zamontowałem sobie go z tyłu, tak, żeby nie rzucał się specjalnie w oczy. Żeby go tam zamontować potrzebujemy wyciąć w obudowie otwór, w którym zostanie on zamontowany.
Następnie rozcinamy przewód plus (+) i jedną końcówkę przemontowujemy do jednej nóżki przełącznika, a drugą część rozciętego kabla do drugiej nóżki. Można przylutować, ja jednak postanowiłem tylko zawinąć drut przewleczony przez otwory w stopkach ponieważ jeśli chciałbym w przyszłości jeszcze otwierać moją Amigę to łatwiej będzie to zrobić.
W tym momencie mamy już zainstalowane nasze podświetlenie klawiatury, które możemy swobodnie włączać i wyłączać kiedy nam się podoba.
Kolejną modyfikacją jaką zastosowałem w mojej Amidze była wymiana standardowych diod zasilania, stacji dyskietek i dysku twardego, na inne. Jakoś oryginalne kolory nie przemawiały do mnie, z tego prostego powodu, że był tam zielony kolor odpowiedzialny za zasilanie, oraz takie same pomarańczowo-żółte, nijakie diody odpowiedzialne za pracę dysku twardego i stacji dyskietek. Uznałem, że chciałbym to zmienić, więc zacząłem grzebać w internecie i trafiłem na stronę retro.68k.pl gdzie można znaleźć coś takiego. Co prawda nie ma tam podanej żadnej ceny, ani możliwości zakupu, jednak wystarczy wysłać maila i dogadać się z miłym panem i można nawet zamówić sobie taki element z własnym kolorem diod. Ja dla swojej Ami zamówiłem sobie zestawienie niebieska dioda power, zielona dla stacji dysków i czerwona dla dysku twardego. Koszt takiego wynalazku to z wysyłką około 6o PLN.
Ostatnią, drobną modyfikacją wizualną było zastąpienie oryginalnej, białej tabliczki z napisem Commodore A1200, znajdującej się w górnym lewym rogu, nad klawiszem Esc nową, imitująca metal, z takim samym napisem. Do kupienia na wiadomym portalu za jakieś 6-8 PLN.
Teraz jeśli mamy już pozostałe obudowy pomalowane i wysuszone, możemy zabrać się za składanie wszystkiego. Zmontowanie z powrotem myszki i zasilacza nie powinno być problemem, więc nie będę się specjalnie nad tym rozpisywał. W sumie składanie samej Amigi też nie jest jakieś skomplikowane. Trzeba jednak wykonać trochę więcej operacji, ale ogólnie składa się ją tak samo jak się rozbierało, tylko w odwrotnej kolejności. Ja przy składaniu komputera dołożyłem mu jeszcze dysk Twardy 2,5'' o pojemności 4o GB. Do tego potrzebna jest taśma połączeniowa dla dysków 2,5'' która na znanym portalu aukcyjnym jest do dostania za kilka złotych. Dysk, na tym samym portalu można dostać również za jakieś niewielkie pieniądze, czyli 3o-4o zł. Największym problemem jest przygotowanie dysku tak, żeby Amiga go wykryła. Jest to temat na osobny artykuł, gdyż operacja wcale nie jest taka prosta i jeżeli dysk ma większą pojemność niż 4GB, to trzeba kombinować z podłączaniem go pod PeCeta i przy użyciu emulatora WinUAE zrobieniu na nim pierwszej partycji nie większej niż 4GB. Resztę dysku można sobie ustalić dowolnie i prawdziwa Amiga powinna wykryć tak przygotowany dysk.
Z dyskami 2,5'' wiąże się jeszcze jedna, ważna sprawa. W przeciwieństwie do dysków 3,5'', które mają zasilanie podłączane osobną wtyczką, dyski 2,5'' mają zasilanie puszczone po taśmie przesyłającej dane. Trzeba więc uważać i podłączyć dysk odpowiednio za pierwszym razem, bo o ile jeśli w dysku 3,5'' podłączymy taśmę odwrotnie, nie stanie się nic strasznego, po prostu dysk nie będzie działał, tak w przypadku dysków 2,5'' może okazać się, że puścimy z dymem nie tylko dysk, ale też płytę główną i nasza Amiga pozostanie tylko wspomnieniem. Tak więc ostrożnie. Musimy znaleźć na dysku pin oznaczony numerem 1 i pamiętając o tym, że żyła oznaczona czerwonym lub niebieskim kolorem na taśmie to właśnie pin 1, podłączyć ją tak samo do płyty głównej. Żeby dysk siedział dobrze wewnątrz obudowy, dobrze jest też zaopatrzyć się w tak zwane sanki do dysku. Mnie udało się je znaleźć na allegroszu za 10 zł ;) Dodatkowa informacja, która może się przydać jest taka, że sanki od Amiga 600 będą pasowały też do A1200. Montujemy nasz dysk do sanek i stawiamy w przeznaczonym do tego miejscu.
Została jeszcze ostatnia sprawa, czyli taśma transmisji danych do stacji dysków. Wspominałem, że chciałem podłączyć Goteka jako drugą, zewnętrzną stację dysków. Dlatego potrzebna będzie nam taśma umożliwiająca taki manewr. Taśmy takie są dostępne bez większych problemów na alledrogo w cenach od 7 do 15 zł. Amiaga jest dość wybredna jeśli chodzi o podłączanie kilku stacji dysków. Standardowo nie da się podłączyć dwóch wewnętrznych stacji. Druga i każda następna stacja powinna być podłączona do zewnętrznego portu rozszerzeń. Problem polega na tym że ten port rozszerzeń daje sygnał stacji kiedy ma zacząć kręcić silniczkiem. Dlatego jeśli chcemy podłączyć dwie stacje dysków jako wewnętrzne, wymagana jest modyfikacja taśmy przesyłowej i podpięcie jednego pinu ze złącza zewnętrznego, do owej taśmy. Na szczęście w przypadku Goteka modyfikacja ta nie jest potrzebna, bo nie ma on żadnego silniczka :) Ważne jest tylko, aby taśma, którą mamy nie była crossowana.
Co to znaczy, że taśma jest crossowana? Chodzi o to, że w takiej taśmie, kilka żył jest odcięte i odwrócone. Widać to gołym okiem. Jeżeli trafi nam się taka taśma (a w większości przypadków takie właśnie są dostępne), musimy zrobić z niej taśmę prostą. Czyli trzeba rozciąć zawinięte żyły w taśmie i połączyć je na nowo tak, żeby przewody szły prosto, bez zawinięcia i to wszystko. W takiej konfiguracji możemy mieć stację wewnętrzną jako DF0: a Goteka jako DF1: i wszystko będzie działać. Oczywiście drugą końcówkę taśmy wypuściłem na zewnątrz obudowy, bo Goteka nie będę używał cały czas, a tylko w momencie kiedy będę potrzebował coś przenieść z PC na Amigę.
Teraz pozostało już tylko złożyć sprzęt do kupy i sprawdzić, czy nasza Amiga działa. Jeżeli ktoś chciałby montować podświetlenie klawiszy w swojej Amidze, to ostrzegam, że wtedy przydałby się jakiś mocniejszy zasilacz. Co prawda mój ma, o ile dobrze pamiętam 3,5A i 25W, i jakoś sobie radzi z podświetleniem, dyskiem twardym i kartą turbo 030/28MHz oraz 8MB Fast Ram, jednak nie daję gwarancji, że to wytrzyma i jednak bezpieczniejszym rozwiązaniem będzie zastosowanie jakiegoś zasilacza od PC.
Amiga po tych wszystkich modyfikacjach prezentuje się tak jak na zdjęciu poniżej.
Jeśli chodzi o samo oświetlenie klawiatury, to niestety nie udało mi się zrobić zdjęcia, na którym wyglądałoby to jak należy. Pewnie dlatego, że fotograf ze mnie raczej żaden. Jedyne sensowne zdjęcie, na którym Amiga świeci, wygląda tak.
To byłoby na tyle w tym wpisie. Tak jak pisałem we wstępie. Jednym się może spodobać, inni będą rwać włosy z głów twierdząc, że to profanacja i że tak zwieśniaczony komputer nie przedstawia już żadnej wartości kolekcjonerskiej.
A Wy, jak uważacie?
Komentarze obsługiwane przez CComment